Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

I tu pojawia się mój przyjaciel Patrick, Pat, Irlandczyk, trochę ode
mnie starszy, włóczęga, brat łata i niezwykły facet. Pat, podobnie jak ja,
wynajmował w mieście nieduży pokoik na strychu, rozmawialiśmy ze
sobą często, obu nas dręczyła tęsknota za domem i byliśmy zgodni co do
tego, że wrócimy tam, gdy tylko będzie nas na to stać.
Pat w swojej ojczyznie pracował przez jakiś czas na budowach i
teraz nie miał nic przeciwko temu, by go nazywano architektem. Pat
wymierzał przyszłą restaurację wdowy w stopach i calach, przykładał
wielką wagę do tego, by wszystko było jak należy. Zdobył deski i stół, a
w moim sklepie kupił gwozdzie i papę. Po czym zabrał się do remontu.
Mieliśmy wiele wspólnych spraw i widywaliśmy się codziennie,
od czasu do czasu któremuś z nas trafiał się jakiś dolar, którego akurat
potrzebował ten drugi i pożyczaliśmy sobie nawzajem książki. Chociaż
ta nasza wymiana książek na niewiele się przydawała, ja nie znałem
wystarczająco angielskiego, by czytać Paine a Age of Reason, a on nie
rozumiał J. P. Jacobsena Marie Grubbe, którą sprowadziłem z Chicago.
To były młodzieńcze, pełne niepewności i pracowite dni, my jednak
nigdy nie zapominaliśmy, że chcemy się wyrwać z tego kraju i wrócić
do domu, popłakiwaliśmy też czasem w samotności i użalaliśmy się nad
sobÄ….
Pomyśleć, że młoda Bridget nie rzuca się na ziemię i nie szlocha,
że dom jej dzieciństwa został sprzedany! Była tam przecież wąska
ścieżka do lasu, a w koronach drzew w lesie żyły ptaszki, które teraz
zostaną porzucone. Była tam wiosna i kwiaty, i deszcz z nieba, i szum
zboża w letni dzień, czy Bridget o tym zapomniała? I strumień, który
spływał tak cudownie w dół przez pola, a teraz został sprzedany. O,
Panie Boże i Ojcze, strumyk został sprzedany! Dom zastanawia się
pewnie i nie rozumie, co się stało, nie malowana frontowa ściana patrzy
w ślad za dziewczyną. Bridget powinna przytulić policzek do tej ściany i
nigdy od niej nie odchodzić.
 My nie rozumiemy tutejszych ludzi  westchnÄ…Å‚ Pat.  To
dlatego czujemy się tutaj tak zle. W ubiegłym roku pracowałem na
jednej farmie w Wyoming. Gospodarz nieustannie studiował drukowane
plakaty i obrazki, które dostawał na poczcie, aż przyszedł któregoś dnia i
powiada: Wyjeżdżam! Po czym zabrał całą rodzinę i wyjechał na
Florydę. Zostawił swoją farmę w Wyoming i wyjechał na Florydę.
 Nie, Pat, my nie rozumiemy tutejszych ludzi. My chcemy stÄ…d
wyjechać.
 Ale Bridget to Å‚adna dziewczyna  powiada Pat.
 Co chcesz przez to powiedzieć?  pytam.
 To bardzo Å‚adna dziewczyna. PracujÄ™ teraz dla niej i dla jej
matki. Ty nie znasz Bridget. One mają zamiar otworzyć restaurację.
 No, coÅ› takiego!  powiadam.
Od tego jednak dnia zacząłem trochę nie dowierzać Patowi i jego
tęsknocie za domem. Rozmawialiśmy jednak o tym i dyskutowaliśmy.
Owszem, Pat w dalszym ciągu z tym samym entuzjazmem mówił
o powrocie do domu, do swojej Erin i wyliczał wszystkie jej
wspaniałości i wielkości. Całymi milami ciągną się tam zielone łąki, na
których pasie się bydło i owce, a kościołów i zamków nikt nie zliczy.
Ja siedziałem, słuchałem i wtrącałem, że my w kraju też to
wszystko mamy.
Ale wtedy Pat nie mógł już przestać, niczym pies, który chwycił
trop, i wyliczał dalej, że żaden kraj nie może się równać z Erin, jeśli
chodzi o długie łańcuchy górskie, które ciągną się przez dziesięć czy
dwadzieścia hrabstw, aż do Atlantyku. A wielkie rzeki i miasta, i jeziora,
po których pływają statki, a procesje z kardynałami na czele!
Ja kiwałem głową i mówiłem, że my też to wszystko mamy.
Dochodziło do tego, że siedzieliśmy i wychwalaliśmy każdy swoją
ojczyznę. Galdhopiggen, mówiłem ja. Lomseggen. Przy Lomseggen stoi
kościół, w tym kościele byłem konfirmowany w 1873 roku, mówiłem.
To, co by kamień wzruszyło, nie wzruszało Pata. Był naprawdę jak
tropiące zwierzę i mówił gwałtownie. Opowiadał o pewnym irlandzkim
wynalazcy, który wynalazł maszynę do latania w powietrzu. Tak, tak. I
opowiadał o bazaltowych jaskiniach w Antrim  on sam pochodził z
Antrim  wyjaśniał, a jaskinie prowadzą aż do centrum ziemi. Stawał się
całkiem szalony, rozpalał go patriotyzm. Rozwodził się nad swoimi
gajami oliwnymi i różanymi ogrodami, rozprawiał o rybakach łowiących
na muszkę, którzy siedzą jeden przy drugim nad rzekami...
 Ha, ha, ha, łowienie na muszkę  krzywiłem się.  Toś ty chyba
nie słyszał o naszych rybakach na Lofotach czy w Finnmarken!
 Nie słyszałem.
 A poza tym czy nie słyszałeś o innych rzeczach, które mamy w
Norwegii? Czy nasze ogromne lasy, nasze wodospady to tyle, co czarne
za paznokciem? Zamknij się, Pat! Czyż to nie my odkryliśmy Amerykę
pięćset lat przed Kolumbem? Czy granice naszego kraju jeszcze i dzisiaj
nie sięgają aż do Rosji?
 Do Rosji?  dziwił się Pat i nie wierzył mi.
No dobrze. Ale najważniejsze było to, że my obaj nadal
tęskniliśmy za domem. Chociaż ja nie dowierzałem Patowi.
Czy można było nie dowierzać Patowi? Czyż nie zapracowywał
się tu aż do bólu? Czyż nie mieszkał na strychu oświetlonym jedynie
naftową lampą? Jego rodzina powinna o tym wiedzieć, jego ojciec i
matka powinni o tym wiedzieć! Ale on nie chciał pisać i opowiadać im o
tym. On, który w ojczyznie miał w stajni dwa wierzchowe konie, a tutaj
miał jedynie skośny daszek z małym okienkiem w żelaznej ramie.
 NaprawdÄ™ masz w Irlandii wierzchowe konie?
 Teraz siÄ™ zdziwisz. Czy ty wiesz, ile okien jest w naszym domu?
Dużo więcej niż tutaj w całym mieście. Tutaj, kiedy wysuwam głowę
przez okno, widzÄ™ tylko sznury do bielizny. Ty nawet nie wiesz, jak
mnie denerwują te krzyżujące się sznury do bielizny, z tym praniem,
kołyszącym się, powiewającym na wietrze, podczas gdy ja mam
pracować, wykonywać moją pracę architekta, rysować proste linie.
Wytrzymuję to wszystko ze względu na Bridget, bo Bridget jest bardzo
Å‚adnÄ… dziewczynÄ….
 Jak zdołasz wrócić do domu, kiedy tutaj zwiążesz się z
dziewczynÄ…?
 Zabiorę ją ze sobą  odparł Pat.
 Zabierzesz jÄ…?
 Zabiorę. Myślałeś, że ją tu zostawię? To ty mnie nie znasz.
Oczywiście, że ją zabiorę.
 Chciałbym to zobaczyć  powiedziałem.
Wkrótce jednak wszystko zaczęło iść zle. Po prostu nie mogło iść
gorzej.
Sznury od bielizny należały do piekarza Kleista, który na tej
działce miał też swoją piekarnię. Pewnej nocy Pat poszedł na działkę,
pozdejmował wszystkie sznury i ułożył je ładnie z boku, a rano
rozegrało się wielkie przedstawienie. Kleist był Austriakiem,
wiedeńczykiem, sympatycznym człowiekiem w średnim wieku, ale nie
życzył sobie takich żartów. Rozmawiali poważnie o sprawie i Pat
tłumaczył, że dla niego to nie jest żaden żart tylko udręka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates
    ) ?>