[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystkim. Noszę cię w duszy. I we krwi. Myślę o tobie w dzień i w nocy. Pokręciła głową. - Nie, Dylan. W duszy nosisz nie mnie, tylko poczucie winy wobec mnie. Zresztą najprawdopodobniej niesłusznie. - Azy płynęły jej teraz nieprzerwanie. - Wszystko ci się myli. - Nieprawda. - Tak bardzo chciał ją przytulić, ukołysać w ramionach, pocieszyć. Nie mógł patrzeć, jak cierpi. Ale nie miał odwagi jej dotknąć, więc stał nieruchomo, a ból przejmował mu serce. - Nieprawda, Julio. Zapragnąłem cię, jeszcze kiedy Miriam żyła. Wtedy nie miałem sobie nic do zarzucenia. Pragnę cię, odkąd po raz pierwszy cię zobaczyłem. - I to ma być nasze przeznaczenie? %7łebyś kłamał? Ukrywał mnie przed FBI? 129 RS - Nie ukrywałbym cię w nieskończoność. Przecież wiem, że musisz zeznawać na procesie. Chciałem tylko... zyskać na czasie. - Zawahał się. - Nic innego nie mogłem zrobić. - Przykro mi, Dylan. To dla mnie za wiele. - Cofnęła się. - Za wiele - powtórzyła bezradnie. - Przepraszam cię - wykrztusił. - Nie chciałem cię skrzywdzić. Naprawdę nie chciałem. - Ale zrobiłeś to - powiedziała cicho. - Skrzywdziłeś mnie. Kiedy odwróciła się i odeszła, nie poszedł za nią. Patrząc, jak znika w oddali, modlił się, żeby mógł ją kiedyś odzyskać. Nie przeżyłby, gdyby znikła na zawsze. Nazajutrz JJ otworzyła z wysiłkiem zapuchnięte od łez oczy. Prawie całą noc płakała w poduszkę, a teraz musiała stawić czoło gościom z Malibu przyjeżdżającym na pokazy i aukcję koni. Włożyła ciemne okulary i poszła do pracy. Zapowiadał się najdłuższy weekend w jej życiu. Nie rozmawiała z Dylanem od poprzedniego wieczoru. Nie mogła. Na sam jego widok łzy zaczynały jej płynąć z oczu. - JJ? - zawołał zachrypnięty głos. Uśmiechnęła się do Henry'ego. Stary kowboj od rana krążył wśród gości, pełniąc honory domu. Teraz wziął JJ na stronę i przyjrzał jej się uważnie, z troską. Odruchowo poprawiła ciemne okulary, sprawdzając, czy dokładnie zasłaniają ciągle zaczerwienione, piekące oczy. Była wdzięczna losowi, że tego dnia świeciło ostre słońce. Oczywiście nie kryła się przed Henrym. Zdawał sobie sprawę, w jakim jest stanie, bo widzieli się rano w kuchni, gdzie w pośpiechu 130 RS zjedli owsiankę, popijając gorącą kawą. Nie miała wtedy okularów i cały czas walczyła ze łzami. Dylan na śniadaniu się nie pojawił. Od świtu siedział w stajni, przy koniach. - Trzymasz się jakoś? - spytał szef. - Tak, radzę sobie. Tylko... - Tylko cierpisz - zakończył łagodnie. - Z jego powodu. Pokiwała głową, przełykając z trudem. W gardle dławiła ją jakaś wielka kula. - Dylan postąpił bardzo zle, to prawda - powiedział Henry poważnie. - Ale nadal uważam, że ten chłopak ma serce na właściwym miejscu. - Ma obsesję na moim punkcie i poczucie winy z powodu śmierci mojej mamy - przerwała gwałtownie. - Ubzdurał sobie, że to jest powód, żeby się ze mną ożenić. - Rozumiem, kochanie, że jesteś rozżalona. Ale czy myślałaś o swoich uczuciach? Czy zaakceptowałaś wreszcie fakt, że go kochasz? Nie odpowiedziała. Nie chciała o tym mówić ani myśleć. Nie teraz. Bała się, że wybuchnie płaczem przy gościach. Kiedy jeden z zaproszonych hodowców podszedł do Henry'ego z jakimś pytaniem, JJ z ulgą wycofała się w tłum. Ale nie odnalazła spokoju. Przed pytaniami szefa mogła uciec, ale przed własnymi myślami nie. Ile jeszcze bólu mogła znieść? Była w żałobie po matce. Nie chciała opłakiwać kolejnego rozstania, rozpaczać nad tym, że Dylan ją zawiódł. Niestety, nie mogła przestać o nim myśleć. Teraz nogi same zaniosły ją w stronę padoku, gdzie Dylan prowadził pokaz ujeżdżania 131 RS koni. Musiała go zobaczyć. Choćby z daleka. Stanęła w tłumie zebranym wokół bariery, kryjąc się za plecami innych widzów. Upewniła się, że nie może jej dostrzec, i zapatrzyła się na niego, pozwalając sobie na chwilę zapomnienia. Ubrany w denim o różnych odcieniach, z włosami spływającymi na plecy spod nasuniętego na tył głowy kapelusza Dylan dosiadał konia ze swobodą i pewnością siebie. Objaśniał właśnie technikę tresury koni polegającą na budowaniu zaufania między zwierzęciem a jezdzcem. Kiedy to usłyszała, jej oczy znowu napełniły się łzami. A co z zaufaniem pomiędzy dwojgiem ludzi, chciała zawołać, przekrzyczeć jego spokojny głos, wzmocniony przez mikrofon. Co z zaufaniem między mężczyzną a kobietą? Odeszła, zanim pokaz się skończył, by zebrać siły i dotrwać do końca weekendu, wykonując swoją pracę. Miała już dosyć łez. I nie mogła zawieść Henry'ego. Od tego, ile zarobią pieniędzy na aukcji koni, zależał los schroniska. JJ bardzo chciała je uratować. Tylko schronisko jej zostawało, bo sama była zgubiona. Kochała Dylana, ale nie mogła mu zaufać. W niedzielę wieczór, kiedy goście rozjechali się do domów, JJ schroniła się w sypialni. W pewnej chwili usłyszała pukanie. Otworzyła. W drzwiach stał Dylan z bukietem jej ulubionych kwiatów. Skąd wiedział? Jak się tego domyślił? Czy może to był przypadek, romantyczny zbieg okoliczności? - Mogę wejść? - spytał. 132 RS Skinęła głową i wpuściła go do pokoju, próbując zapanować nad emocjami, nad szaleńczo bijącym sercem. Nie widziała nic, tylko chmurę drobniutkich, błękitnych płatków i żółte punkciki w środkach małych kwiatuszków ułożonych w gęsty, pękaty bukiet. Usiąść można było tylko na łóżku, więc nie prosiła go, by spoczął. Podał jej bukiet. - To niezapominajki - wyjaśnił, przestępując z nogi na nogę. Wzięła od niego kwiaty, uważając, żeby nie spojrzeć w duże lustro na toaletce, teraz, kiedy trzymała je w dłoni. - Spytałem kwiaciarkę, jakie kwiaty kupić kobiecie, którą właśnie straciłem - ciągnął Dylan. - Poradziła mi niezapominajki. %7łebyś mnie nie zapomniała. - Zawahał się. - Pewnie uważasz, że są beznadziejne - dodał z niepokojem. - Nie, skąd. - Opanowała rozpaczliwą chęć, by mu się rzucić w ramiona, przytulić twarz do jego piersi i płakać. Opłakiwać cały ból, jaki oboje przeżywali. - Dobrze znam te kwiaty - powiedziała zamiast tego, zanurzając nos w błękitnym gąszczu. - Naprawdę? - Spojrzał na nią z uwagą, próbując coś wyczytać z wyrazu jej twarzy. - Czy to są twoje ulubione kwiaty? - Tak. - Zakręciło jej się w głowie od wspomnień, które pojawiły się nagle jak diabeł wyskakujący z pudełka. - Kiedy byłam małą dziewczynką, mieliśmy sąsiadkę, która wysiewała całe pola niezapominajek. Co roku z niecierpliwością czekałam na moment, kiedy zakwitną. 133 RS - Znasz średniowieczną legendę o niezapominajkach? Przytaknęła. - Oczywiście. Pewnego dnia rycerz zabrał damę swego serca na przechadzkę nad brzegiem rzeki. Kiedy się pochylił, by zerwać dla niej delikatny, błękitny kwiat, który rósł nad samą wodą, jego ciężka zbroja przeważyła i rycerz wpadł do rzeki. Tonąc, ostatnim wysiłkiem podał jej kwiat i zawołał: Nie zapomnij o mnie!". - Czuję się właśnie tak, jakbym tonął - odezwał się Dylan głucho. JJ milczała. Jedyne, co mogła mu powiedzieć, to że ona czuje dokładnie to samo. - Rozmawiałaś z McLaughlinem? Skonfrontowałaś z nim wersje? - Tak. Wiem, że powiedziałeś mi prawdę. Przyznał, że nie powinien był mi mówić, żebym ci nie ufała. Przeprosił mnie za to.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|