|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
McKie? Dokładnie w tej chwili, przez jednego z Taprisjotów Biura skontaktował się z nim Tuluk. Furuneo, który właśnie rozglądał się po zawietrznej stronie Arbuza za jakimś miejs- cem trochę bardziej osłoniętym od wiatru, poczuł jak jego szyszynka budzi się pod wpływem tego kontaktu. Zdążył jeszcze opuścić stopę, którą właśnie podniósł w kroku, postawił ją mocno w. dużej kałuży i stracił całkowicie poczucie swojego ciała. Myśl i rozmowa stały się jednym. - Tu Tuluk w laboratorium - usłyszał Furuneo. - Przepraszam za wtargniecie i tak dalej. - Przez ciebie właśnie postawiłem nogę w głębokiej kałuży zimnej wody - powiedział Furuneo. - Mam dla ciebie trochę więcej zimnej wody. Masz dopilnować, żeby ten Kaleban zabrał McKie'ego za sześć godzin, mierzonych od czasu cztery godziny i pięćdziesiąt jeden minut temu. Zsynchronizuj. - Sześć standardowych godzin? - Oczywiście standardowych! - Gdzie on jest? - Nie wie. Tam gdzie go ten Kaleban wysłał. Wiesz jak on to robi? - Robi to przy pomocy łączników. - Naprawdę? A co to takiego te łączniki? - Jak się zorientuję to pierwszy się dowiesz. - To brzmi jak sprzeczność w czasie, Furuneo. - I pewno jest. Dobra, pozwól mi wyjąć nogę z wody. Pewnie już mi zamarzła na kość. - Zsynchronizowałeś współrzędne czasowe do sprowadzenia McKie'ego z powrotem? - Tak jest. Ale mam nadzieję, że ona nie wyśle go do domu. - O co chodzi? Furuneo wytłumaczył. - Bardzo skomplikowane. - Cieszę się, że do tego doszedłeś. A przez chwilę już się zaczynałem obawiać, że nie podchodzisz do naszego problemu z wystarczającą powagą. Wśród Wreavów powaga i szczerość są cechami prawie tak samo podstawowymi jak wśród Taprisjotów, ale Tuluk pracował z ludzmi wystarczająco długo, by zrozumieć żart Furunea. - No tak - powiedział. - Każde stworzenie jest na swój sposób zwariowane. Było to przysłowie Wreavów, ale zabrzmiało wystarczająco blisko do tego, jak wyrażała się Kaleban, by - pobudzona działaniem rozzłaszczacza - obudziła się w nim chwilowa wściekłość i Furuneo poczuł, jak zaczyna wymykać mu się własna osobowość. Zadrżał cały i zmusił się do powrotu do równowagi. - Czy właśnie prawie się zatraciłeś? - spytał Tuluk. - Skończ już i pozwól mi wyjąć nogę z wody! - Odnoszę wrażenie, że jesteś zmęczony - powiedział Tuluk. - Odpocznij sobie trochę. - Jak tylko będę mógł. Mam nadzieję, że nie zasnę w tej kalebańskiej łazni. Obudziłbym się w sam raz gotowy na danie dla kanibali. - Wy ludzie macie skłonności do wyrażania się w obrzydliwy sposób - powiedział Wreave. - Ale lepiej jeszcze nie zasypiaj przez jakiś czas. Dla McKie'ego punktualność może okazać się ważna. Należał do tego rodzaju ludzi, którzy bywają twórcami własnej śmierci. Epitafium Alichina Furunea Było ciemno, ale jej czarne myśli nie wymagały światła. Niech szlag trafi tego głupiego sadystą Cheo! Błędem było sfinansowanie operacji, która zmieniła tego Pan Spechi w potworka z utrwaloną osobowością. Czemu nie mógł dalej być takim, jakiego go spotkała po raz pierwszy? Wtedy był taki egzotyczny... taki... taki... podniecający. Co prawda, dalej był przydatny. I nie można było zaprzeczyć, że to On pierwszy dostrzegł te fantastyczne możliwości w ich odkryciu. Przynajmniej to było nadal podniecające. Rozsiadła się wygodnie na pokrytym miękkim futrem krześlaku. jednym z tych rzadko spotykanych kotowatych okazów, nauczonych do uspokajania swoich panów mruczeniem. Kojące drgania kursowały po jej ciele, szukając zadrażnień potrzebujących załagodzenia. Jej apartament zajmował najwyższy poziom w wieży, którą zbudowali na tej planecie, bezkarni w przeświadczeniu, że nie sięgnie tu żadne prawo ani żadne połączenie komunika- cyjne, poza tymi które kontrolował jeden jedyny Kaleban - któremu na dodatek nie zostało już wiele życia. Ale jak się tu dostał McKie? I czemu powiedział, że odbył rozmowę dalekosiężną przez przekaznika Taprisjota? Krześlak, wyczulony na każdą zmianę jej nastroju, przerwał swoje mruczenie, gdy Abnethe oderwała od niego plecy i siadła prosto jak świeca. Czyżby Frania kłamała? Czyżby gdzieś został się jeszcze jeden Kaleban, który potrafił odnalezć ich kryjówkę? Nawet biorąc pod uwagę to, że słowa Kalebana były trudne do zrozumienia - no tak, tego nie dało się zapomnieć - wiec nawet biorąc to pod uwagę, nie mogła przecież zajść pomyłka w kwestii tak zasadniczej. Klucz do świata, na którym się znajdowali, leżał w jednym tylko mózgu, w mózgu jej samej, pani Mliss Abnethe. Gdyby to było możliwe, wyprostowałaby się jeszcze bardziej. A już niedługo śmierć wolna od cierpienia uczyni to miejsce bezpiecznym na zawsze - gigantyczny orgazm śmierci. Były tylko jedne drzwi, a te zamknie śmierć. Ci, którzy przeżyją, wszyscy wybrani osobiście przez nią samą, będą tu żyć długo i szczęśliwie, wolni od wszystkich... łączników. Czymkolwiek one są. Podniosła się na nogi i poczęła nerwowo przechadzać się tam i z powrotem wśród ciemności. Dywan, zwierzę wyhodowane podobnie jak krześlaki, marszczył swoją kosmatą skórę pod pieszczotą jej stóp. Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|
|
|