Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie!  krzyknÄ…Å‚ Betlee dr\Ä…c jak w gorÄ…czce.  Nie!
Meller zagryzł wargi i uniósł ku niemu białą twarz.
 Drzwi!
Dziennikarz podbiegł do wyjścia. Tam z zewnątrz znowu ciągnięto coś cię\kiego.
Betlee zasunął jedną zasuwę, potem drugą. Na szczęście wszystko tu tak urządzono, \e
mo\na byÅ‚o dobrze zamknąć siÄ™ od Å›rodka. Betlee wróciÅ‚ do leÅ›niczego. £. Meller ju\ le\aÅ‚ przy
ścianie, przyciskając dłonie do rany. Na koszuli powoli rozpływała się wielka plama. Nie
pozwolił zrobić sobie opatrunku.
 Wszystko jedno  powiedział.  I tak czuję, \e ju\ ze mną koniec. Po co mam się męczyć?
Niech mnie pan nie rusza.
 Ale przecie\ przyjdÄ… nam na pomoc!  krzyknÄ…Å‚ Betlee.
 Kto?
W pytaniu zabrzmiała tak tragiczna ironia, \e dziennikarzowi zrobiło się zimno.
Przez jakiś czas milczeli, potem leśniczy zapytał:
 Czy pamięta pan tego człowieka na koniu, którego widzieliśmy pierwszego dnia?
 Tak.
 To on prawdopodobnie uprzedził otarki, \e pan przyjechał. Oni trzymają się razem:
bandyci i otarki. Niech się pan temu nie dziwi. Ja wiem, \e jeśliby z Marsa przyleciały jakieś
ośmionogi, to te\ znalezliby się ludzie, którzy by się z nimi dogadali.
 Tak  wyszeptał dziennikarz.
Do wieczora nic nie uległo zmianie. Meller szybko słabł, chocia\ krwawienie ustało. Nadal
nie pozwalał się opatrzyć. Dziennikarz siedział obok niego na kamiennej podłodze.
Otarki pozostawiły ich w spokoju. Nie próbowały wywa\yć drzwi ani rzucać granatów.
Szum ich głosów za oknem to się uciszał, to wzmagał.
Kiedy słońce opuściło się i zrobiło się chłodniej, leśniczy poprosił o wodę. Betlee napoił go
z manierki i obmył mu twarz.
Meller powiedział:
 Mo\e to i dobrze, \e pojawiły się otarki. Teraz będzie jasne, co to takiego człowiek. Teraz
będziemy wiedzieli, \e człowiek to nie taka istota, która umie liczyć i zna geometrię. Człowiek to
coÅ› innego. Za bardzo ci uczeni sÄ… dumni z tej swojej nauki. A nauka to jeszcze nie wszystko.
Meller umarł w nocy, a dziennikarz \ył jeszcze trzy dni.
Pierwszego dnia myślał tylko o ratunku i przechodził od rozpaczy do nadziei, parę razy
strzelał przez okno łudząc się, \e ktoś usłyszy i przyjdzie mu na pomoc.
Pod wieczór zrozumiał, \e nie ma na co liczyć. Jego \ycie wydało mu się nagle podzielone
na dwie zupełnie do siebie nie pasujące części. Najbardziej dręczyło go właśnie to  brak
jakiegokolwiek logicznego zwiÄ…zku. Z jednej strony  dostatnie przyjemne \ycie znanego
dziennikarza, \ycie, które skończyło się, kiedy razem z Mellerem wyjechali z miasta w stronę
pokrytych lasami gór Centralnego Aańcucha. Ta pierwsza część jego \ycia w \adnym razie nie
zapowiadała, \e przyjdzie mu zginąć tu, na wyspie, w hali porzuconego laboratorium.
Całej drugiej części \ycia mogło równie dobrze nie być. Była bowiem pasmem przypadków.
Mogło jej nie być. Mógł tu w ogóle nie przyje\d\ać. Mógł odmówić w redakcji wykonania tego
zadania i wybrać sobie inne. Zamiast zajmować się otarkami, mógł polecieć na Pustynię
NubijskÄ…, gdzie pracowano nad ocaleniem pamiÄ…tek staroegipskiej kultury.
Sprowadził go tu idiotyczny przypadek. I to było najgorsze.
Kilkakrotnie Betlee jakby przestawał wierzyć w to, co się z nim stało, zaczynał spacerować
po sali, dotykał oświetlonych słońcem ścian, strącał kurz ze stołów.
Otarki nie wiadomo dlaczego całkowicie przestały się nim interesować. Na placu i w basenie
zostało ich bardzo mało& Czasami zaczynały się gryzć między sobą i raz Betlee z przera\eniem
zobaczył, jak kilka z nich rzuciło się na jednego, rozerwało go na strzępy i po\arło.
W nocy nagle przyszło mu do głowy, \e jego śmierci winien jest Meller. Poczuł do niego taki
wstręt, \e wyciągnął ciało leśniczego do pierwszego pomieszczenia i poło\ył przy samych
drzwiach.
Godzinę albo dwie beznadziejnie przesiedział na podłodze powtarzając w kółko:
 Bo\e, dlaczego właśnie ja? Dlaczego?
Na drugi dzień skończyła mu się woda i zaczęło go dręczyć pragnienie. Ale teraz ju\ Betlee
ostatecznie zrozumiał, \e nie ma dla niego ratunku, uspokoił się i znowu zaczął myśleć o swoim
\yciu  inaczej ni\ przedtem. Przypomniał sobie, \e ju\ na samym początku podró\y powstał
spór między nim a leśniczym. Meller powiedział mu, \e farmerzy nie zechcą z nim rozmawiać.
 Dlaczego?  zapytał Betlee.  Dlatego \e pan \yje w cieple i w dostatku  odpowiedział Meller.
 Dlatego \e pan jest z tych na górze. Z tych, którzy ich zaprzedali .   Ale dlaczego ja mam być
z tych na górze?  nie zgodził się Betlee.  Nie zarabiam wiele więcej ni\ oni .   No i co z tego?
 r powiedział leśniczy.  Pana praca jest lekka, odświętna. Przez te wszystkie lata, kiedy oni tu
ginęli, pan pisał swoje artykuły, chodził po restauracjach, prowadził dowcipne rozmowy& 
Betlee zrozumiał teraz, \e to była prawda. Jego optymizm, którym się tak pysznił, był
w ostatecznym rachunku optymizmem strusia. Po prostu chował głową w piasek, kiedy działo się
coś złego. Czytał w gad\etach o egzekucjach w Algierze, o głodzie w Indiach, a sam myślał
o tym, skąd wziąć pieniądze na meble do swojego pięciopokojowego mieszkania, w jaki sposób
o jeszcze kilka stopni podnieść dobre mniemanie o sobie u tej czy innej wpływowej osobistości.
Otarki, ludzie-otarki, rozstrzeliwali demonstrujące tłumy, spekulowali zbo\em, przygotowywali
wojny, a on odwracał się, udając, \e się nic godnego uwagi nie dzieje. Z tego punktu widzenia
całe jego poprzednie \ycie okazało się powiązane z tym, co się teraz stało. Je\eli nigdy nie
występował przeciwko złu, nale\y mu się za to teraz zapłata&
Drugiego dnia otarki kilkakrotnie próbowały z nim rozmawiać przez okno. Betlee nie
odpowiadał. Jeden otark powiedział:
 Ej, redaktor, wychodz. My ci nic złego nie zrobimy.
A drugi, który stał obok, roześmiał się.
Betlee znowu myślał o leśniczym. Teraz to były inne myśli. Przyszło mu do głowy, \e
leśniczy był bohaterem. Mówiąc szczerze, jedynym prawdziwym bohaterem, jakiego Betlee
w ogóle w \yciu poznał. Samotny, przez nikogo nie wspierany, wystąpił przeciwko otarkom,
walczył z nimi i zginął nie poddając się.
Na trzeci dzień Betlee zaczął majaczyć. Wydawało mu się, \e wrócił do redakcji i dyktuje
stenografistce artykuł.
Artykuł nazywał się:  Czym jest człowiek?
Dziennikarz głośno dyktował, ale myśli mu się plątały&
Trzeciego dnia rano rozległ się wybuch. Betlee obudził się. Wydawało mu się, \e twardo stoi
na nogach z bronią gotową do strzału. A w rzeczywistości bezsilnie le\ał pod ścianą.
Zobaczył nad sobą zwierzęcy pysk. Z wielkim wysiłkiem przypomniał sobie nagle, do kogo
był podobny Fiedler. Do otarka! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates
    odobny Fiedler. Do otarka! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates