|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nic dziwnego, przez ponad miesiąc wierzył, że Jean-Luc jest jego synem. Chciałaby zawołać: jeśli wydaje ci się, że go kochasz, naj droższy, poczekaj, aż na świecie pojawi się nasze własne ma leństwo. - Chodzmy dalej. Przed frontem rozciągał się wspaniały trawnik, dalej do strzegła imponujące drzewa. Między gałęziami widać było przystań, gdzie Philippe mógłby cumować łódz. Na tyłach bu dynku czekała ich kolejna niespodzianka. Niegdyś musiał znaj dować się tam ogród, a obok szklarnia. Widać było, że po siadłością od lat nikt się nie zajmował. Cellie próbowała sobie wyobrazić, jak pięknie wszystko musiało wyglądać w okresie największej świetności. - Chcesz wejść do zamku? - zapytał cicho Philippe. - Jeśli nie masz nic przeciwko temu. Starała się nie okazać, jak bardzo jest podekscytowana. Jej mąż skinął głową w kierunku agenta nieruchomości, który wpuścił ich przez drzwi frontowe. Wytworne kręcone schody prowadziły z holu na pierwsze piętro, gdzie znajdowało się pięć sypialni, każda z osobną ła zienką. Na parterze był salon, mniejszy pokój dzienny, kolejny pokój, który mógł służyć za bibliotekę lub pokój muzyczny, jadalnia, kuchnia, łazienka, spiżarnia i piwnica na wino. Kellie była zachwycona. Przez niezliczone okna wpadało do środka mnóstwo światła. - To bardzo elegancki zamek, niewielki, bo zbudowany z myślą o nowoczesnej rodzinie. W wieży znajduje się osobne mieszkanie. Kellie poczuła ukłucie bólu na myśl, że to właśnie przesądzi sprawę. Agent też to chyba wyczuwał i liczył na zysk. Nie ruchomość bez wątpienia była na sprzedaż od dłuższego czasu, a odrestaurowanie jej będzie kosztowało majątek. Tylko ktoś równie bogaty jak Philippe mógł temu podołać. Kellie nie po zwoli jednak agentowi zedrzeć skóry z jej męża. - Jest rzeczywiście uroczy, ale zaniedbany i wymaga wiele pracy. Na zewnątrz dużo więcej niż wewnątrz, ale nie musiała o tym wspominać. - Dziękujemy panu bardzo, monsieur Penot. - Odwróciła się do Philippe'a. - Poczekam na ciebie przy samochodzie. Wyszła, a wkrótce potem podążyli za nią obaj mężczyzni. Słyszała, jak jej mąż żegna się z agentem. Otworzył drzwi i wsiadł do samochodu. Nie od razu zapalił silnik. - Spodobał ci się od pierwszego wejrzenia, więc o co chodziło? - Nie chciałam, żeby agent odniósł wrażenie, że ta nieru chomość spodobała mi się bardziej niż inne. Zażądałby za nią wygórowanej ceny. Philippe wyglądał na rozbawionego. Od dawna nie widziała u niego tego wyrazu twarzy. - Doceniam twoją troskę o moje interesy. Tak się składa, że mnie również to miejsce bardzo przypadło do gustu. Zdaje się, że zakończyliśmy poszukiwania. Kellie znała jednak prawdziwy powód - oddzielne miesz kanie w wieży! - W tej sytuacji myślę, że pozwolimy panu Penotowi mar twić się do jutra rana. Potem zadzwonię i złożę mu ofertę. Jeśli twoja taktyka okaże się skuteczna, przyjmie ją. Gdzie chcesz coś zjeść? Po co się oszukiwać. Ich małżeństwo przestało istnieć wiele tygodni temu. Nie zniesie przebywania z nim w miejscu pub licznym i udawania, że są szczęśliwą parą, podczas gdy w rze czywistości Philippe tylko czeka chwili, gdy będzie się mógł jej pozbyć. - Może zaprosisz na obiad któregoś ze swoich przyjaciół, a ja pojadę do Nyon? Madame Simoness była bardzo uprzejma, gdy rozmawiałam z nią przez telefon, ale chciałabym pożegnać się z nią osobiście i zabrać swoje rzeczy. Wyraz rozbawienia zniknął z jego twarzy. - Planowałem, że pojedziemy tam któregoś dnia razem, żeby jej podziękować. Ale jeżeli tak bardzo się niecierpliwisz, jedziemy od razu. Nim ruszyli, zatrzymał się przy rynku i po chwili wrócił obładowany pasztecikami, bagietkami, serem, czekoladą i jej ulubionym napojem winogronowym. Było jak niegdyś, gdy wybierali się na przejażdżki po wiejskich okolicach, tylko że nie byli już kochankami. Nie karmiła go, gdy prowadził. Ra dość nie rozświetlała jej rozkochanych oczu, gdy udawał, że gryzie jej palce. Nie kradł jej pocałunków i nie szeptał czułych słówek. Nie było między nimi bliskości. Nie gładził jej po włosach, nie dotykał jej uda, zapraszając do miłosnego aktu. To wszystko należało do przeszłości. Głupio zrobiła, odrzucając zaprószenie na obiad. Wydawało jej się, że pójście do restauracji przysporzy jej zbyt wiele cier pienia, tymczasem przebywanie z nim w przytulnym wnętrzu samochodu było trudniejsze, bo przywoływało bolesne wspo mnienia. Była to dla niej prawdziwa tortura W Beau Lac Kellie pobiegła spakować swoje rzeczy, Phi- lippe w tym czasie zabawiał rozmową dyrektorkę. Po serde cznym pożegnaniu i obietnicy pozostawania w kontakcie, ru szyli w drogę powrotną.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|
|
|