|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że jesteś córką winiarza. Nim się spostrzegła, pocałował ją szybko w usta i wrócił do pracy. Zrób to jeszcze raz, a już na zawsze zostanę twoją niewolnicą, pomyślała. Byli mniej więcej w połowie winnicy, kiedy rozległ się pierwszy grzmot. Wiatr wzmógł się i silnymi podmuchami rozwiewał włosy Rachel. - Robi się chłodno. Kiedy wrócimy do domu, włączę piec. Te zwykłe słowa niesamowicie pobudziły wyobraznię Rachel. Na myśl, że będzie z Lukiem sam na sam, pulsowało jej w uszach. Zaczęła podwiązywać winne pędy z jeszcze większą energią. Powietrze zapachniało deszczem, w podmuchach wiatru zatańczyły liście. Następny grzmot rozległ się tak blisko, że Rachel podskoczyła. Spojrzała w niebo. Nad nimi wisiała czarna chmura. Luc wbijał w ziemię ostatnią wiązkę palików. Jego obecność dodawała Rachel odwagi. Przycinała sznurek i usiłowała nie panikować. Naraz powietrze przecięła świetlista błyskawica. Rachel krzyknęła przerażona. 72 RS - Pora wracać! - Luc podbiegł i wziął ją na ręce. Przytuliła się do niego, a on pobiegł w stronę domu. Byli już prawie na miejscu, kiedy runął na nich grad wielkości winogron. Następny grzmot był tak potężny, że nawet przy zamkniętych drzwiach Rachel miała wrażenie, że to trzęsienie ziemi. Przerażona ukryła twarz na ramieniu Luca. - Nigdy nie widziałam takiej burzy. Przytulił ją mocno. - Powinniśmy wrócić do domu wcześniej. To moja wina, przepraszam. - Całował ją po policzkach i włosach. - yle oceniłem sytuację. Kolejna błyskawica rozświetliła pokój. Rachel wtuliła się w Luca jeszcze bardziej. - Co za głupiec ze mnie - mruczał. - Ryzykowałaś życie dla poletka przeklętej winorośli. Luc był naprawdę przerażony, bardziej niż by to wynikało z sytuacji. - Straszny ze mnie tchórz, narobiłam tyle zamieszania - Rachel próbowała go uspokoić. - No i nie zapominaj, że ta przeklęta winorośl należy przypadkiem do najwytrawniejszego winiarza Alzacji. Zachowywał się tak, jakby jej słowa w ogóle do niego nie docierały. - W końcu w każdej chwili mogłam schować się w domu. To nie twoja wina. - Oczywiście, że moja - wycedził. - Mon Dieu, Rachel, gdyby coś ci się stało... 73 RS - Ale nic się nie stało! - niemal wykrzyknęła. - Wiesz co? Podwiązywanie pędów to dość brudna robota. Postaw mnie, pójdę się przebrać. - Tak, naturalnie, masz rację. - Postawił ją na podłodze, ale wciąż był zdenerwowany. - Wez prysznic w łazience dla gości. Ja w tym czasie przygotuję coś do zjedzenia. Ciężko pracowałaś i pewnie umierasz z głodu. - Tylko się ogarnę i wracam do ciebie, do kuchni. Odwróciła się i wbiegła na schody. Weszła do łazienki i przekręciła kontakt, ale światło nie rozbłysło. Pewnie burza uszkodziła linię energetyczną. Trudno, będą musieli zjeść coś na zimno. Przy kolacji spróbuje skłonić Luca, żeby opowiedział jej o swoich demonach. Nie miała wątpliwości, że w jego życiu musiało wydarzyć się coś nieprzyjemnego, może nawet tragicznego, co nie dawało mu spokoju. Gdyby mogła mu choć trochę ulżyć... Szybko wzięła prysznic i włożyła sukienkę. Poprawiła fryzurę i pociągnęła wargi szminką. Po drodze do kuchni zajrzała do salonu. Był tam kominek, a ustawione przy nim fotele i kanapa tworzyły przytulne gniazdko. Nagle Rachel zapragnęła znalezć się na tej kanapie w ramionach Luca i patrzeć, jak ogień rozświetla ciemności. Atmosfera tego domu po prostu ją urzekła. Weszła do kuchni. W tańczącym blasku świecy zobaczyła Luca ubranego w czarną, jedwabną koszulę i jej serce zabiło mocniej. Płomień świecy odbijał się w szybie. 74 RS Boże, czego więcej mogłaby pragnąć. Miała tu wszystko - prawdziwy francuski wiejski dom i prawdziwy Francuz, jak we śnie. Luc patrzył na nią przez chwilę. Na szczęście nie był już tak spięty. - No, no, nikt by nie zgadł, że jeszcze przed chwilą miałaś ręce po łokcie w ziemi. - Było warto. Mój podziw dla winiarzy rośnie. Ludzie, popijając wina Chartier w restauracjach na całym świecie, nie mają zielonego pojęcia, przez co przechodzi właściciel winnicy. Luc ożywił się. - Na szczęście takie burze należą do rzadkości. - Jak myślisz, czy inne twoje winnice bardzo ucierpiały? - Zobaczymy. Moi zarządcy oszacują straty. - Pomogę ci - zaproponowała. Uśmiechnął się. - Dzięki maman, która przywiozła mi prowiant, nic nie musimy gotować. Rachel spojrzała na stół. - Bez wina? Luc zaśmiał się serdecznie. - Bez. Czy uwierzysz, że mistrz winiarstwa ma pustą piwnicę? - Wszędzie tylko woda i woda. I nic do picia - zażartowała. - Zgadza się - potwierdził. - Chcesz zjeść tutaj czy przy kominku? - I tu, i tam. Spojrzał zdziwiony, więc wyjaśniła: 75 RS - Główne danie zjemy tutaj, a deser w pokoju. - Po czym dodała: - Deserem sama się zajmę. Oczy Luca zalśniły. - To nie to, co masz na myśli - zastrzegła. - Nie będzie czekolady? - droczył się z nią jak mały chłopiec. - Nie, mam coś lepszego. - No to siadajmy już do stołu. Luc rozstawił talerze. Rachel usiadła na jednym z plecionych, biało-czerwonych krzeseł. Bardzo jej się podobały, zresztą jak wszystko w tym domu. Oczarowana patrzyła, jak Luc z wilczym apetytem pochłania wielkie kęsy placka. Spróbowała kawałek i zauważyła, że uważnie jej się przygląda. - Ten muszkatołowy posmak jest świetny. - Odkryłaś sekret maman - powiedział zadowolony. - To najlepszy placek lotaryński, jaki jadłam. - To jest placek alzacki. - Przepraszam. Powiedz mamie, że z takim jedzeniem mogłaby otworzyć własną restaurację. Byłaby bezkonkurencyjna. - W twoich ustach nie jest to zwykły komplement. Kiedy skończyli jeść, Rachel wstała pierwsza i zaniosła talerze do zlewu. - Zaczekaj chwilkę, zaraz wracam. - Tylko się pospiesz, jestem niecierpliwym facetem. Rachel pobiegła do łazienki, otworzyła walizkę i wyciągnęła z niej jakieś zawiniątko. Schowała je za plecami i szybko zeszła do kuchni. 76 RS Luc zmywał naczynia. Odwrócił głowę i patrzył z zaciekawieniem. - Co tam chowasz? - Niespodzianka. - Jeżeli to jakaś gra, to ostrzegam, że nie gram fair. - Myślisz, że nie wiem? Jednak tym razem zrób mi tę przyjemność i zamknij oczy. - To wszystko? - Na razie. - Dobrze. Zamknąłem. Na razie - dodał przekornie. Rachel wyjęła z szafki dwa kieliszki i nalała do nich trochę złotego Pinot Gris. - Trzymaj. - Kiedy wsuwała mu do ręki kieliszek, ich palce na moment się zetknęły. Rachel poczuła przyjemny dreszcz. - Zabawa pod tytułem: sprawdzamy mistrza - zażartował Luc. - Można tak powiedzieć. Uniósł kieliszek do nosa i powąchał. Nagle spoważniał. - Nie udawaj. Przecież wiem, że wiesz. Nie odpowiedział, tylko pociągnął łyk i delektował się nim tak, jak ona wtedy w hotelu. Sięgnęła po swój kieliszek. - Czuję jakiś nowy posmak. - Niemożliwe - sprzeciwiła się. - To tokaj z tej samej butelki, którą zabrałeś z mojego stolika w hotelowej restauracji. Otworzył oczy i odstawił kieliszek. 77 RS - Nigdy się nie mylę. Chodz, pokażę ci, co to jest - wyszeptał chrapliwie, po czym przyciągnął ją do siebie i pocałował jej błyszczące od wina usta.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|
|
|