Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

końskimi kopytami i świszczącym pałaszem Conana. Ci, którzy podążyli za samotną szarżą
Conana, z wyciem rzucili siÄ™ do walki.
Koń barbarzyńcy zarżał i padł z poprzecinanymi pęcinami. Cymmerianin wyskoczył z siodła.
Walący się wierzchowiec połamał żebra kilku żołnierzom, którzy nie zdążyli w porę uskoczyć.
Conan przetoczył się na kolana, oszołomiony upadkiem na bruk. Miecz kolejnego Harcownika
pomknął w dół. Conan sparował niezdarnie, omal nie wypuszczając pałasza z dłoni. %7łołnierz
zaśmiał się. Topór o podwójnym ostrzu rozszerzył ten uśmiech jeszcze bardziej.
Carico schwycił Conana za ramię i podniósł go na równe nogi.
 Dobra robota, przyjacielu!  pochwalił.
Conan nie odpowiedział, oszczędził tchu, by odrąbać nogę żołnierzowi, który przeskoczył
walącą się barykadę. Nowa grupa Harcowników wypadła z zamtuza, wciągając w walkę
buntowników, którzy podążyli za Conanem. Barykada rozpadła się na ich oczach.
 Cofnąć się!  krzyknął Conan.  Podpalić barykadę!
 Nie ma czasu  jęknął Carico. W chwili gdy wypowiadał te słowa, runęła kolejna część
szańca.
Triumfujący żołnierze Korsta wręcz rozerwali barykadę gołymi rękami. Zingarańscy łucznicy
wystrzelili salwę, a następnie ich kompani rzucili się do wyłomu.
 Cofnąć się!  rozkazał Conan. Strzała ześlizgnęła się po jego kolczudze.  Cofnąć się! 
jego rozkaz przekształcił bezładną panikę w uporządkowany odwrót.  Zajmować pozycje na
trzeciej barykadzie!
 A kiedy i ona padnie?  mruknął Carico kiwając głową, jakby zastanawiał się, czemu
bitwa nie przypomina politycznej dyskusji.
 Wtedy wzniesiemy jeszcze jedną barykadę i wycofamy się za nią  zaśmiał się zgryzliwie
Conan.  Wezmiemy Korsta w kleszcze, zapomniałeś?
11
WYMARSZ NAJWIERNIEJSZEJ GWARDII
Wzdłuż całego nabrzeża Kordawy dym i płomienie wznosiły posępny sztandar nad piekłem,
jakie rozpętało się w miażdżonej Norze.
Spod ołowianych wód zatoki na światło zmierzchu wyłaniało się o wiele większe
okropieństwo.
Nie było nikogo, kto byłby świadkiem tego zdarzenia. Przynajmniej na razie. W porcie
szalały płomienie. %7łołnierze porzucili tu swe stanowiska, uciekając przed ścianą ognia
pożerającą domy i sklepy z ich właścicielami.
Gdyby jednak ktoś stał na opuszczonym nabrzeżu, mógłby dostrzec powstały nagle morski
wir, który uderzył w kamienne stopnie z falochronu. Następnie ujrzałby rząd wynurzających
się na powierzchnię głów o niesamowitych obliczach, rozświetlonych przez blask płomieni.
Chwilę pózniej z morza wynurzyły się barki i korpusy pierwszego szeregu, a nad wodą pojawił
się kolejny rząd twarzy. Nie byli to pływacy. Postacie te szły po morskim dnie, lekceważąc
fale.
Pierwszy szereg dotarł do pogrążonego pod wodą kamiennego stopnia i wstąpił nań w
zwartym szyku. Za nimi ze wzburzonego morza nieprzerwanie wynurzył się zwarty pochód
milczących sylwetek. Ciszę łamały jedynie nienaturalnie głośne kroki obutych w sandały stóp.
W ognistym zmierzchu zarówno rynsztunek, jak i ciała mieniły się ciemnym, szklistym
połyskiem, przypominającym polerowany obsydian lub smołę. Woda spływała z nich jak ze
szkła. Rząd po rzędzie niesamowici, lśniący wojownicy wstępowali na nabrzeże.
Każdy ruch świadczył o doskonałym wyszkoleniu i dyscyplinie. Oprócz łomotu kroków
rozbrzmiewały jakby ukradkiem odgłosy przypominające dzwięk noża trącego o przesyconą
olejem osełką, szmer niesionych arktycznym wiatrem lodowych kryształków, skrobanie
paznokciami o suchy łupek, czy też śmiertelny krzyk rozbijanego kryształu. Na włóczniach i
maczugach falował odblask płomieni, ostrza mieczy i kamiennych toporów lśniły drapieżnie,
niczym tłuczone szkło.
Posłuszna niesłyszalnemu rozkazowi pierwsza grupa sformowała sprawnie kolumnę
marszową i skierowała się w rozświetloną pożarem uliczkę. Za nimi ruszyła druga, za ich
plecami zaś nieustający strumień obsydianowych wojowników wciąż wyłaniał się z morza.
Wkraczali na brzeg nie kończącym się potokiem.
Pożoga, która przepędziła żołnierzy Korsta atakujących Tunel Wodny, nazywany tak
dlatego, że czasami zalewały go sztormowe fale, pochłaniała już prawie całą portową
dzielnicę Kordawy. Niewielkie grupki zrozpaczonych mieszkańców wciąż krążyły po jej
obrzeżach, starając się ocalić, co się da. Oni pierwsi ujrzeli nadejście Najwierniejszej Gwardii.
Ogień przerzucił się właściwie na dwa magazyny stojące po obu stronach ulicy prowadzącej
w dół, ku nabrzeżu. Pękające mury runęły na ulicę, a kłęby rozszalałych płomieni z hukiem
miotały się pomiędzy gorejącymi ruinami. Pierwsza setka Najwierniejszych Gwardzistów
przeszła przez tę burzę ogniową, nie zwracając na nią uwagi. Mieszczanie uciekli z krzykiem.
Dalej stał zwarty kordon żołnierzy Korsta, czujnie wypatrujących zbiegów z podziemi.
Słysząc przerażające okrzyki mieszczan, Harcownicy ruszyli w ich stronę, by za moment
stanąć oko w oko z idącą ku nim przez ścianę ognia setką czarnych wojowników. Niektórzy
żołnierze uciekli. Pozostali zginęli chwilę pózniej.
Ponieważ przełamanie obrony buntowników w Tunelu Węgorzy zdawało się w zasięgu ręki, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates
    ?>