[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chać -aż za bardzo. To wszystko było tak kuszące... Anglia... i Rick. Jill odetchnęła głęboko, próbując wytrzymać ból. Błędem była jednak wspólna z nim praca. Wyszła, by go przekonać do swego planu, a za- miast tego stała się częścią jego świata. To tak, jakby była towarzyszką jego życia. Potrzasnęła głową, by odsunąć od siebie zarówno staromodne określenie żony, jak i podstępną myśl. Natychmiast zaskomlała z bólu. Gdy ciało jej było w stanie znów się poruszyć, pomału zdjęła ubranie i założyła koszule nocną, kwiląc przez cały czas. - Au, au, au... -mamrotała ściągając narzutę i kładąc się do łóżka. Rozległo się pukanie do drzwi. - Jill? Czy wszystko w porządku? Rozpoznała głos Ricka i zamknęła oczy. Musiał mieć lepszy słuch niż George czy Daisy. - Tak -zawołała, czując się jak osaczony lis, do którego kryjówki zbliża się dyszący pies. -Co? -Tak, wszystko w porządku! -Skrzywiła się. Bolały ją nawet struny gło- sowe, o ile to w ogóle możliwe. -Aha. Słuchaj, mam... - Jego głos zniżył się, a solidne dębowe drzwi skutecznie wyciszyły pozostałe słowa. - Co? Nie słyszę. - Czy wyglądasz przyzwoicie? -Mam taką nadzieje. Otworzył drzwi akurat w chwili, gdy podciągnęła kołdrę aż po brodę. Pomimo przejmującego bólu, wymusiła uśmiech. Przez chwile przyglądał się jej w milczeniu. Wyglądał świetnie w żółtej płóciennej koszuli i dżinsach. Widać było wyraznie jego amerykańskie pochodzenie. Poczuła innego rodzaju kłu- cie, pulsujące ciepło, które dogłębnie przenikało przez jej ciało. Zdała sobie nagle sprawę z tego, że są sami w pokoju. %7łałowała, że nie spostrzegła znaczenia tego, zanim on otwo- rzył drzwi. Rick niestety był zupełnie swobodny. Nie wzmacniało to siły jej woli, która stawiała coraz mniejszy opór. -Mówiłem -zaczął -że wykonałem kilka telefonów i mamy bilety na regaty w przyszłym tygodniu. Uśmiechnęła się, zdecydowana zachować się równie nonszalancko, jak i on. - Miejsca w pierwszym rzędzie. Wiedziałam, że ci się to uda. Kiwnął przecząco głową i roześmiał się. -Całe szczęście, że jestem członkiem. Wszystkie miejsca w Henley są już od miesięcy zarezerwowane. Dlaczego leżysz plackiem na łóżku? Patrzyła się w górę na niego, rozpaczliwie głowiąc się, by znalezć jakiś powód. - To dobrze wpływa na krążenie, jeśli się możliwie najczęściej leży tak rozciągniętym. -Krew spływa do pleców. -Jesteś obrzydliwy. -A właśnie użyłem wszystkich swoich wpływów, byś mogła obejrzeć regaty. -Obejrzał ją domyślnie. -Leżysz tak, bo coś jest nie w porządku. Wiedziała, że zabrzmi to jeszcze głupiej, jeśli będzie dalej wszystko ukrywać. Wybrała beztroską tonacje. - To tylko kilka bolących mięśni po dzisiejszym wysiłku. Wystarczy trochę odpoczynku i poczuję się świetnie. -Wydawało mi się, że już podczas kolacji zwolniłaś bieg. Czy bardzo jest zle? -Już ci mówiłam, że nie aż tak. -Postanowiła podnieść się w łóżku, by go przekonać. Było to sporym błędem. Jill zaskomlała, gdy tylko oderwała się od materaca i poczuła, że gdyby jej mięśnie miały głos, to by zapiszczały jak hamulce dwóch trzydzie- stowagonowych pociągów towarowych przed zderzeniem. -No dobrze, więc skłamałam -wysapała, osuwając się ponownie na poduszkę. Był to kolejny błąd. -Au, au, au! - Czy mogę jakoś pomóc? Doceniła ofertę, ale wątpiła w jej skuteczność. -Tylko znajdz mi kontener wyciągu z ałunu oraz szwedzką masażystkę o rekach jak duże szynki, która na imię ma Inga, a umrę szczęśliwa. Rick parsknął rozbawiony. -Rano będziesz sztywna jak deska. - Wówczas postawisz mnie pod ścianą, a ja w końcu wrócę z powrotem do stanu pierwotnego. - Ty potrzebujesz pomocy już teraz. Trzymaj się. -Wyszedł z pokoju -Ricku! Daj spokój- zawołała, a potem znów skrzywiła się. -Trzymaj się. -Zwietnie -wymamrotała. Wrócił po chwili. - Co powiesz na butelkę wyciągu z ałunu i na angielskiego masażystę o rękach jak kotlety schabowe, który ma na imię Rick? -Dziękuje, ale nie -odparła sztywno. Podniósł prawą rękę. -Obiecuje zachować się jak prawdziwy dżentelmen. Nie bądz głupta- skiem, Jill. Zrobiło się jej gorąco ze wstydu. - Nie... mogę. Nie mam na sobie bielizny. Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, po czym uśmiechnął się szeroko. -Naprawdę? Nie nosisz w łóżku bielizny? - No, mam na sobie koszule nocną! -warknęła. -Obiecuje, że nie będę patrzeć -powiedział, powtarzając jej słowa wy- powiedziane tego dnia, gdy rozdarł sobie spodnie. Nawet nie próbował ukryć rozbawienia. -Przepraszam. -Posłuchaj, tak ułożę pościel, żeby wystawione były tylko te fragmenty, co trzeba. Czy to zadowoli twoją purytańską duszę? Pomyślała, że było to niebezpieczne. Gdyby jednak odmówiła, to jesz- cze bardziej by podkreśliła swoje i tak widoczne zauroczenie. Przecież to tak, jak smarowanie olejkiem na plaży. Poza tym jej ciało znajdowa- ło się w takich męczarniach, że co mogłoby się wydarzyć? Nic - powiedziała sobie twardo. -Absolutnie nic." będzie krzyczeć z bólu, a to powinno unicestwia jakąkolwiek miłosną atmosferę. Zacisnęła zęby. Była stuknięta, że nawet to rozważa. Nie. Nic mi nie będzie." Zmrużył oczy. -Przewróć się na brzuch. -Nie przewrócę się. Mogę tylko powoli się przekręcić. -A zatem zrób tak, bo jak nie, to zrobię to za ciebie. Wyglądał groznie i wiedziała, że mówi szczerze. Ból coraz bardziej ją ogarniał i rozpaczliwie pragnęła ulgi. Jeśli nie otrzyma pomocy, to przejdzie ciężkie chwile, zanim poczuje się lepiej. Potrafiła Przecież zapanować nad swoją reakcją. Musiała, bo, do cholery, nie miała najmniejszego zamiaru zrobić z siebie idiotki. Po kolejnym spojrzeniu na jego twarz, przekręci- ła się na brzuch, przez cały czas wydając z siebie pojękiwania. Gdy jej się to w końcu udało, z ulgi sapała do poduszki. Rick usiadł na brzegu łóżka i złapał za pościel. - Co ty wyprawiasz?! -wykrzyknęła. -Zapomniałaś o tym, że nie mogę cię masować, jeśli miedzy nami jest kołdra i narzuta? -ściągnij pościel na wysokość brzucha. Ja sama zajmę się koszulą! -rozkazała, chcąc czuć jego dotyk możliwie najrzadziej. Uważnie podciągnęła koszule, aż cała wyszła spod pościeli. Wówczas z ulgą poddała się. Rick odgarnął materiał aż po jej ramiona, zostawiając kołdrę bezpiecznie na poziomie talii. Wpatrywała się w butelkę, gdy postawił ją na stoliku nocnym i słucha- ła, jak rozciera ręce. Zebrała w sobie siły, czekając na jego dotyk. Gdy wreszcie go poczuła, stwierdziła, że jest fachowy i sprawny. Ma- sował jej ramiona tak energicznie, jak by to robiła jej zmyślona Inga. Jill wtuliła twarz w poduszkę i jęczała cicho z bólu i łagodzącego wpływu ciepłego wyciągu z ałunu. -Widzisz? Stuprocentowy ze mnie dżentelmen.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|