[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Myślę, \e razem z Brandonem mogliby pójść z nami, co ty na to? - Będzie mi bardzo miło - powiedział Kenny. - Wobec tego mo\e zadzwonię do ciebie wieczorem i umówimy się ju\ konkretnie, dobrze? - Dobrze, zadzwoń! Kenny uśmiechnął się i wyszedł, zabierając ze sobą pierwszy wieniec, który zrobiła i który sprzedała tak niespodziewanie. Po południu zaczął się ruch w firmie Wesołych Zwiąt i tym razem klienci kupili naprawdę du\o drzewek. Skutek był jednak taki, \e ju\ koło piątej najlepsze buty Shawny były kompletnie przemoczone. Chuck namawiał ją, \eby wracała do domu razem z Gene'em, który musiał ju\ jechać na mecz. Zmarznięta i głodna Shawna w końcu się zgodziła. - Nic się nie bój, wszystko będzie w porządku - uspokajał ją Chuck. - A gdybym przypadkiem nie mógł sobie poradzić, to zawsze mogę przejść na drugą stronę ulicy i zadzwonić do ciebie. Obiecuję, \e to zrobię, je\eli zajdzie taka potrzeba! Tak więc Shawna wróciła do domu i przede wszystkim wzięła długą, gorącą kąpiel, a potem wreszcie mogła zjeść obiad wraz z całą rodziną. Kiedy Gene szykował się do wyjścia na mecz, zadzwoniła do Courtney. Opowiedziała jej o propozycji Kenny'ego i starała się namówić przyjaciółkę, \eby wraz z Brandonem wybrała się do nowo otwartej hali - jeśli nie dla przyjemności, to przynajmniej w roli swego rodzaju przyzwoitki. Courtney roześmiała się i powiedziała, \e nawet jej się to podoba; nie mogła jednak długo rozmawiać, poniewa\ jako liderka zorganizowanego dopingu dru\yny Rakiet te\ musiała ju\ jechać. Rodzice Shawny próbowali namówić ją, \eby zabrała się z nimi na mecz, ona jednak odmówiła, poniewa\ zawsze istniała mo\liwość, \e Chuck zadzwoni i będzie potrzebował jej pomocy. Rodzice zabrali więc tylko Gene'a i wyjechali, a w domu nagle zrobiło się bardzo cicho. Shawna była zmęczona, postanowiła jednak czekać przy telefonie. Miała nadzieję, \e Chuck zadzwoni. Ale kiedy dzwonek telefonu w końcu się odezwał, okazało się, \e to Kenny. - Myślałam, \e grasz w tym meczu - powiedziała Shawna. - Gram. Właśnie zaczęła się przerwa. - I kto wygrywa? - My. Ale nie dzwonię po to, \eby się tym pochwalić, tylko \eby się umówić na jutro. Shawna poinformowała go, \e Courtney i Brandon wybierają się razem z nimi. - Spotkamy się ju\ w hali, o drugiej po południu. - Zwietnie! Wobec tego przyjadę po ciebie kwadrans przed drugą - rzekł Kenny. - Chyba muszę ju\ kończyć, bo zaraz zacznie się druga połowa... Następnego dnia mniej więcej o wpół do drugiej Shawna przebrała się w swe ulubione d\insy, długą jaskrawopomarańczową bluzę i efektowną kamizelkę, składającą się głównie ze skórzanych frędzli i paciorków. Włosy zaczesała do tyłu i związała wąskim rzemykiem. Odrobina makija\u dopełniła przygotowań. Kenny przyjechał dokładnie o czasie. Był miły, jak zawsze, ale jednocześnie z jakiegoś powodu tak skrępowany, \e rozmowa początkowo zupełnie się im nie kleiła. Dopiero kiedy w hali dołączyli do nich Courtney i Brandon, trochę się rozluznił. Ju\ wkrótce okazało się, \e świetnie jezdzi na ły\worolkach, podobnie jak Courtney. O Shawnie mo\na było powiedzieć tyle, \e przynajmniej jako tako utrzymuje pozycję pionową, biedny Brandon natomiast dawał sobie radę najgorzej. Ten sam Brandon, który na koszykarskim boisku zachwycał wspaniałą koordynacją ruchową i kocią zręcznością, tutaj wyglądał jak półtora nieszczęścia. Ay\worolki, które zało\ył pierwszy raz w \yciu, w ogóle nie chciały go słuchać i stale uciekały spod niego do przodu lub do tyłu, co z reguły kończyło sie tym, \e to one były na górze, podczas gdy Brandon zdecydowanie na dole. - Brandon, ty mnie po prostu kompromitujesz! - powiedziała śmiejąc się Courtney, kiedy po raz ju\ nie wiadomo który pomagała mu stanąć na nogi. - Mo\e powinniśmy zrobić przerwę - zasugerował Kenny. - Oj, tak! - wykrzyknęła Courtney. - 1 chodzmy coś zjeść! - Ja te\ wolałbym jeść teraz, póki jeszcze zostało mi parę zębów - oświadczył Brandon i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|