[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Najwyrazniej wzięłaÅ› sobie tÄ™ radÄ™ dziÅ› do serca! ByÅ‚a mu niemalże wdziÄ™czna za sarkazm, który w dość specyficzny sposób pomógÅ‚ przywrócić pomiÄ™dzy nimi równowagÄ™ emocjonalnÄ…. - Nigdy nic nie wiadomo - oznajmiÅ‚a, zeskakujÄ…c ze stoÅ‚u. - Jeżeli jedziemy do Marsillac, mogÄ™ wpaść na Philippe'a. ChciaÅ‚abym wiÄ™c wyglÄ…dać jak najlepiej. Simon prychnÄ…Å‚ poirytowany. - Chyba nie jesteÅ› w nim naprawdÄ™ zakochana? - ChciaÅ‚abym mieć okazjÄ™, by móc siÄ™ w nim zakochać. Jest mężczyznÄ… moich marzeÅ„ - wyznaÅ‚a, wykorzystujÄ…c kolejnÄ… możliwość, by podkreÅ›lić, że Simon wcale nie jest w jej typie. ZaglÄ…dajÄ…c mu przez ramiÄ™, wskazaÅ‚a na kartkÄ™ z zakupami. - Dopisz go do listy rzeczy, które sÄ… mi potrzebne, oraz lekarstwo na mojego kaca! Kosmyk jej blond wÅ‚osów opadÅ‚, Å‚askoczÄ…c Simona w policzek. PoczuÅ‚ jej ciepÅ‚o i woÅ„ perfum unoszÄ…cÄ… siÄ™ wokół, i aż zakrÄ™ciÅ‚o mu siÄ™ w gÅ‚owie... OdsunÄ…wszy krzesÅ‚o, gwaÅ‚townie wstaÅ‚ i schowaÅ‚ listÄ™ do kieszeni. - Skoro jesteÅ› gotowa, możemy już iść. ROZDZIAA SZÓSTY - Który ci siÄ™ podoba? - zapytaÅ‚ Simon, pochylajÄ…c siÄ™ nad gablotkÄ… z pierÅ›cionkami. - Nie wiem - odpowiedziaÅ‚a Polly, oszoÅ‚omiona iloÅ›ciÄ… biżuterii. - Może powinniÅ›my po prostu kupić najtaÅ„szy? - BÄ™dziesz go nosiÅ‚a przez najbliższe dwa tygodnie, wiÄ™c równie dobrze może być taki, który ci siÄ™ podoba. Polly jednak zwlekaÅ‚a. Wszystkie byÅ‚y piÄ™kne. Ale jakie drogie! - Czy to naprawdÄ™ konieczne? To straszne marnotrawstwo kupować pierÅ›cionek zarÄ™czynowy na dwa tygodnie. - SÅ‚uchaj, Polly, już to przerabialiÅ›my - oÅ›wiadczyÅ‚ Simon ze zniecierpliwieniem. - OgÅ‚oszenie zarÄ™czyn bÄ™dzie ukoronowaniem naszego zwiÄ…zku w oczach Juliena. - Ale co potem z nim zrobisz? - oponowaÅ‚a. - JeÅ›li planujesz dać go Helenie, to powinieneÅ› kupić taki, który twoim zdaniem bÄ™dzie podobaÅ‚ siÄ™ jej. Nasze gusty mogÄ… być bardzo różne. W stu procentach siÄ™ różniÄ…, pomyÅ›laÅ‚a i cicho westchnęła. Przecież wspaniaÅ‚ej, piÄ™knej Helenie, o idealnej skórze i szczuplutkiej figurce na pewno nie spodobaÅ‚oby siÄ™ coÅ›, co wybraÅ‚aby pospolita Polly o peÅ‚nych ksztaÅ‚tach. Simon zastanawiaÅ‚ siÄ™ przez chwilÄ™, czy istniaÅ‚ bardziej nietaktowny prezent dla Heleny niż używany pierÅ›cionek z brylantem. Szybko wyobraziÅ‚ sobie scenÄ™, gdy pojawia siÄ™ w drzwiach Heleny i tÅ‚umaczy jej, że nadal nie ma zamiaru jej poÅ›lubić, a ten oto pierÅ›cionek, który nosiÅ‚a już inna dziewczyna, daje jej jako rekompensatÄ™ za Å›lub. - Nie, nie wydaje mi siÄ™, żebym daÅ‚ go Helenie - powiedziaÅ‚, a jego gÅ‚os byÅ‚ tak poważny, aż Polly spojrzaÅ‚a zdziwiona. - Helena zasÅ‚uguje na oryginalniejszy pierÅ›cionek niż którykolwiek z tych - dodaÅ‚ pospiesznie. - OczywiÅ›cie, że nie daÅ‚bym jej tego, który ty nosiÅ‚aÅ›. BÄ™dziesz mogÅ‚a go sobie zatrzymać. - Nie chcÄ™! - Polly cofnęła siÄ™, urażona sugestiÄ…, że nie jest godna czegokolwiek, co byÅ‚o warte Heleny. - NoszÄ…c tak drogi pierÅ›cionek, caÅ‚y czas baÅ‚abym siÄ™, że go zgubiÄ™. - Daj spokój, nawet ty upilnujesz pierÅ›cionek na palcu. - Owszem. Ale przecież nie mogÅ‚abym nosić pierÅ›cionka, który nie byÅ‚by prawdziwym pierÅ›cionkiem zarÄ™czynowym. A gdyby mama czy Emily spytaÅ‚y, skÄ…d go mam? - No dobrze już, ja go zatrzymam. Simon westchnÄ…Å‚ poirytowany. Zakupy z Polly byÅ‚y mÄ™czÄ…ce. WedÅ‚ug niego kupowanie polegaÅ‚o na metodycznym i sprawnym zrealizowaniu listy. WedÅ‚ug niej, na spacerowaniu miÄ™dzy regaÅ‚ami, braniu po drodze najmniej potrzebnych rzeczy i zmienianiu, Å›rednio co pięć minut, zdania na temat tego, co jest potrzebne, by w koÅ„cu dojść do wniosku, że to co niezbÄ™dne minęła dwie alejki wczeÅ›niej. Jeszcze gorzej byÅ‚o na rynku. Polly uparÅ‚a siÄ™, że tam pójdzie po owoce i warzywa. Nie zwracajÄ…c uwagi na rozdrażnionego Simona, chodziÅ‚a od stoiska do stoiska, zachwycajÄ…c siÄ™ rozÅ‚ożonymi na sÅ‚omianych matach serami, zaglÄ…dajÄ…c do beczek z oliwkami i skrzynek peÅ‚nych bÅ‚yszczÄ…cych bakÅ‚ażanów, dojrzaÅ‚ych pomidorów i bladych, grubych szparagów, wnikliwie wÄ…chajÄ…c melony, lecz nic przy tym nie kupujÄ…c. ZakoÅ„czywszy leniwÄ… wycieczkÄ™ pomiÄ™dzy wszystkimi stoiskami, powróciÅ‚a do pierwszego, które wczeÅ›niej minÄ™li, bo tutaj sprzedawca miaÅ‚ najÅ‚adniejszy uÅ›miech. Zanim skoÅ„czyli nieszczÄ™sne zakupy, Simon poczuÅ‚ siÄ™ wyczerpany nerwowo. Prawie siÅ‚Ä… musiaÅ‚ jÄ… zaciÄ…gać do samochodu. W koÅ„cu jednak wszystko zostaÅ‚o zapakowane, a do kupienia pozostaÅ‚ tylko pierÅ›cionek. - Możemy w koÅ„cu mieć to z gÅ‚owy, Polly? - zapytaÅ‚. - Nie chciaÅ‚bym spÄ™dzić tutaj caÅ‚ego dnia. - Hmm... - Polly wahaÅ‚a siÄ™, przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ pierÅ›cionkom, aż w koÅ„cu Simon sam wybraÅ‚ cacko z rubinami. - Masz, przymierz ten. Pasuje do twoich oczu. - Ha, ha! - zawoÅ‚aÅ‚a, Å›miejÄ…c siÄ™ bez cienia radoÅ›ci, po czym zrezygnowana westchnęła. - Nie powiesz mi chyba, że wyglÄ…dam aż tak zle, jak siÄ™ czujÄ™. Jak to siÄ™ dziaÅ‚o, że tylko Polly byÅ‚a w stanie rozwÅ›cieczyć go do granic wytrzymaÅ‚oÅ›ci, po czym
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|