[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tu agent specjalny Moran. Mamy chyba przełom w sprawie Andrew Pattona. Frank zesztywniał, wstrzymując oddech z napięciem. - Znalezliście go? - Niestety, nie. - odparł Moran. - Ale infiltrowaliśmy siatkę, która właśnie wystawia na aukcję nowe dziecko. W Tennessee, w Memphis. Chłopczyk, jasne włosy, niebieskie oczy. Dwa do trzech miesięcy. Zamierzamy wysłać tam parę agentów jako potencjalnych rodziców. - Nie możecie po prostu dopaść tych łotrów? - Wiesz, że nie. Może lepiej nie mów o tym pannie Patton, chyba że jesteś pewien, że to zniesie. - Porozmawiam najpierw z Kate - odparł Frank. - Informuj nas na bieżąco. - Jasne. Wiem, że to twój dzieciak i... No cóż, jasne, że będę cię informował. - Dzięki. Frank rozumiał, że ci ludzie mają jedynie odegrać rolę przyszłych rodziców. Nie będą nikogo aresztować. Przyjdą na pierwsze spotkanie, pełni nadziei i radości, i postarają się, aby najgrubsze ryby z gangu niczego się nie domyśliły. Włożył telefon do kieszeni i spojrzał na Kate. - Moran mówi, że siatka wystawiła do adopcji nowe dziecko. Federalni twierdzą, że mają jasnowłose i niebieskookie niemowlę. Kate aż syknęła. - I wysyłają parę agentów, żeby udawali zdesperowanych rodziców, gotowych adoptować dziecko za wszelką cenę? - Właśnie. Zaczął krążyć po salonie. Z jednej strony ojcowskie instynkty nakazywały mu robić wszystko, aby odzyskać syna. Z drugiej - agent Dundee i pracownik służb specjalnych wiedział, że misja jest ważniejsza od spraw prywatnych. Nie chodziło jedynie o to, aby zwrócić rodzicom Andrew Pattona, całego i zdrowego, lecz również i o to, aby rozpracować siatkę porywaczy dzieci, która bezkarnie działała w południowych stanach już od dziesięciu lat. - Ona nie zrozumie, prawda? - mruknął Frank, nie odwracając się do Kate. - Nie, nie zrozumie. - Więc nie powiemy jej. Moran twierdzi, że tak będzie najlepiej. - Moran nie jest zaangażowany osobiście w tę sprawę, a ty tak - odparła Kate. - Naprawdę? - Tak mi się zdaje. - Przebaczy mi wszystko, kiedy Andrew znajdzie się w domu cały i zdrowy. - Nie licz na to, jeśli się zorientuje, że... - %7łe co? - rozległ się nagle jasny, czysty głos Leenie. Frank obrócił się raptownie. Kate wytrzeszczyła oczy. - Coś w sprawie Andrew? - zapytała z nadzieją Leenie. Frank skrzywił się. - Nic konkretnego. - Co mam przez to rozumieć? Frank spojrzał błagalnie na Kate, żeby powiedziała coś - cokolwiek, co rozbroi tę tykającą bombę zegarową, zanim eksploduje. Jedno z nich musi wyjaśnić wszystko. Kate odpowiedziała mu spojrzeniem świadczącym, że jej zdaniem to jego sprawa. I co miał zrobić? - To znaczy, że FBI ma pewne poszlaki... - Jakie poszlaki? - Leenie weszła do salonu. Miała świeżo umytą twarz i lekko podpuchnięte oczy. Wiedział, że płakała. A teraz spoglądała na niego w niemym błaganiu o bodaj cień nadziei. - W Memphis jest do adopcji niebieskookie, jasnowłose dziecko. Ogólny opis pasuje do Andrew. - Musimy zaraz tam jechać! - wykrzyknęła Leenie. - Frank, to dobre wieści! Czy Moran już kogoś tam posłał? Och, Frank, Andrew jest bezpieczny i... Frank złapał ją za ramiona. - Nie wiemy, czy to Andrew. - Ale to może być on. - Uśmiechnęła się. - To musi być on. - Wkrótce się tego dowiemy - Uścisnął ją delikatnie i powoli opuścił dłonie wzdłuż jej ramion, bardziej w geście pocieszenia niż pieszczoty. - Kiedy? Dzisiaj? Jutro rano? Ile mamy czekać? - To może potrwać - odparł z wahaniem. Wyrwała się i cofnęła. - Jak to? Jeśli to Andrew, dlaczego FBI nie sprowadzi go do domu natychmiast? - Z federalnymi nigdy nie jest łatwo - wtrąciła Kate i Frank odetchnął z ulgą. - Mają procedury, których muszą przestrzegać, agendy... - Nie tłumacz mi niczego! - Leenie podniosła obie ręce w obronnym geście. - Nic nie chcę wiedzieć. Frank wyczuł, że nie powinien się zbliżać. - Ja też chcę odzyskać Andrew! Myślisz, że sam nie pojechałbym do Memphis, żeby powiedzieć tym sukinsynom, że chcę adoptować dziecko i zabrać je stamtąd jak najszybciej? - Więc dlaczego tego nie zrobisz? - Moran wyśle agentów federalnych. Leenie skinęła głową. - Dobrze, a jeśli dziecko to Andrew? - Jeśli osoby odgrywające rolę prawdziwych rodziców będą miały dziecko ze sobą, i tak nie oddadzą go od razu - najpierw trzeba ustalić cenę i termin kolejnego spotkania, żeby podpisać dokumenty adopcyjne i zapłacić. - A czego mi nie powiedziałeś? Frank przełknął ślinę. Cholera! Nie odpuści, dopóki nie dowie się. wszystkiego. - Leenie, procedura jest skomplikowana. To śledztwo trwa już wiele miesięcy. Ale by dopaść przywódców, nie mogą zrobić niczego, co by ich spłoszyło. Dotyczy to również pojedynczego porwanego dziecka. Cała procedura może trwać kilka dni, nawet tygodni. - Rozumiem. FBI ma własne plany, a jeśli nawet Andrew zginie w tym zamieszaniu, co to szkodzi. Jedno dziecko mniej. W końcu uratuje się kolejne, prawda? - Nie, to nie tak. - Frank wyciągnął do niej ręce. - Właśnie tak. Ty jakoś doskonale rozumiesz plany agenta Morana. Ja - nie. Dla mnie liczy się tylko moje dziecko! Mogę być twarda i nieczuła na cierpienia innych ludzi, ale ja chcę odzyskać synka. A gdyby Andrew cokolwiek dla ciebie znaczył, też byś chciał tylko tego. - Leenie, daj Frankowi spokój - wtrąciła Kate. - On ma związane ręce. Nie możemy tak po prostu zabrać dziecka - czy jest nim Andrew, czy nie. Nie zrobimy tego, bo to naraziłoby na szwank nie tylko życie dziecka, lecz i ważną akcję biura. - Do diabła z tym! Chcę odzyskać moje dziecko! I zabiorę je. - Spojrzała groznie na Franka. - Z pomocą lub bez niej. Odwróciła się na pięcie i wybiegła do sypialni. Frank bezradnie spojrzał na Kate. - Co robić? - Bądz dla niej wyrozumiały i cierpliwy - odparła. - Czy powinienem tam iść i... - Nie. Pózniej sama do niej zajrzę. W dwie minuty pózniej Leenie wybiegła z sypialni
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|