[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- ZmarÅ‚ - odparÅ‚em bez chwili wahania, wbijajÄ…c w niego nieruchomy wzrok. - KonaÅ‚ w szpitalu miejskim, w Ciudad Real. Nawet wtedy go nie odwiedziÅ‚a. - Kiedy to siÄ™ staÅ‚o? - zapytaÅ‚ RozmiÄ™kÅ‚a Twarz z cierpiÄ™tniczÄ… minÄ…. - W grudniu tysiÄ…c dziewięćset dziewięćdziesiÄ…tego ósmego roku. - I w ten sposób wszystkie klocki tej Å‚amigłówki powskakiwaÅ‚y na swoje miejsce - ucieszyÅ‚em siÄ™. DodaÅ‚em: - Potem wpadÅ‚a w depresjÄ™. - I cóż z tego? - obruszyÅ‚ siÄ™ Adán Nadal. Przez chwilÄ™ mierzyliÅ›my siÄ™ wzrokiem. - Cóż z tego, że wpadÅ‚a w depresjÄ™! OpuÅ›ciÅ‚a swojego ojca, kiedy ten najbardziej jej potrzebowaÅ‚. Nawet nie zajrzaÅ‚a do szpitala, kiedy konaÅ‚! - ZaskoczyÅ‚ mnie ten nagÅ‚y wybuch furii. WyprostowaÅ‚ siÄ™ na krzeÅ›le. Z każdym sÅ‚owem rozpryskiwaÅ‚ pianÄ™ z ust. Jego spojrzenie szpeciÅ‚ nieprawdopodobny zez, jakby oczy chciaÅ‚y mu siÄ™ stopić w jedno, niezmierzone, teologiczne oko w samym Å›rodku tego czoÅ‚a nabiegÅ‚ego krwiÄ…. - To bÅ‚Ä…d! Tu wszystko jest na opak! Pan to musi zmienić! Ma racjÄ™, pomyÅ›laÅ‚em. Szybko przejrzaÅ‚em notatki, szukajÄ…c jakiegoÅ› wyjaÅ›nienia, którego mógÅ‚bym mu udzielić. W koÅ„cu oznajmiÅ‚em: - yle zrobiÅ‚a, to pewne. Ale wyrównuje swoje rachunki próbÄ… samobójczÄ…. RozmiÄ™kÅ‚a Twarz natychmiast przycichÅ‚. - Próba samobójcza? - Po Å›mierci ojca Natalia wpadÅ‚a w depresjÄ™. W kwietniu tego roku próbowaÅ‚a sobie odebrać życie. - W jaki sposób? - Wypadek samochodowy. Och malowaÅ‚o siÄ™ na ustach RozmiÄ™kÅ‚ej Twarzy, ale nic nie usÅ‚yszaÅ‚em. - PrzeżyÅ‚a? - zapytaÅ‚ pochylony nad zeszytem, w którym coÅ› notowaÅ‚. - Tak. Po pauzie zapytaÅ‚em: - Jak pan sÄ…dzi? PotrafiÅ‚by jej wybaczyć? WzruszyÅ‚ ramionami. - Nie wiem. Powtarzam panu, niezwykle trudno przychodzi mi coÅ› sobie wyobrazić. A ona? PrzebaczyÅ‚a mu? - Tak - odparÅ‚em i zapisaÅ‚em tÄ™ wiadomość. - Po stokroć mu przebaczyÅ‚a, w ciszy bezsennoÅ›ci i uniesieniach inspiracji, ponad klawiaturÄ… komputera, ustami swoich postaci, raz i drugi... Nie zdoÅ‚aÅ‚a go zrozumieć, ale mu wybacza. Wybacza jego chłód, jego dystans, niezbadany charakter... Wciąż pamiÄ™ta wyraz jego dużych, wlepionych w niÄ… oczu, nawet czuje ten sam brak czuÅ‚oÅ›ci, na jaki cierpiaÅ‚a przez caÅ‚e swoje życie ze strony... - ImiÄ™ wcisnęło mi siÄ™ na jÄ™zyk tak nieoczekiwanie, jak fala wymiotów: - Adána Guerrero, przedsiÄ™biorcy... - ZatrzymaÅ‚em siÄ™ i spojrzaÅ‚em na RozmiÄ™kÅ‚Ä… Twarz. - Natalia byÅ‚a sama, a przecież to tylko dziecko. Jej ojciec nie potrafiÅ‚ tego zrozumieć. - A ona? - zapytaÅ‚ RozmiÄ™kÅ‚a Twarz. - Przebacza samej sobie? PopadÅ‚em w zadumÄ™. Pytanie byÅ‚o dziwne. Mnie samemu jeszcze nie przyszÅ‚o do gÅ‚owy. - BÄ™dÄ™ siÄ™ musiaÅ‚ nad tym dÅ‚użej zastanowić - odpowiedziaÅ‚em ostrożnie. Niespodziewanie mój rozmówca zebraÅ‚ swoje papiery i podniósÅ‚ siÄ™ z miejsca. - Ach, panie Cabo, jaki jestem wzruszony! - wyciÄ…gnÄ…Å‚ dÅ‚oÅ„. - Oto radość odkrywcy, prawda? Już mogÄ… sobie uÅ›cisnąć dÅ‚onie: ojciec Natalii i ona sama... SÄ…dzÄ™, że wreszcie siÄ™ porozumieli. Natychmiast przejrzÄ™ i wprowadzÄ™ należne poprawki w mojej powieÅ›ci. To spotkanie okazaÅ‚o siÄ™ bardzo efektywne... mam nadziejÄ™, że dla nas obu! - PrzytaknÄ…Å‚em ruchem gÅ‚owy. - Nigdy wiÄ™cej enigmatycznych ojców ani idealnych córek... Tylko zwykli Å›miertelnicy, istoty ludzkie, z ich wadami i zaletami! - OdwróciÅ‚ siÄ™ jeszcze w drzwiach i dodaÅ‚ rozpromieniony: - Ojciec może już spoczywać w pokoju. I jego sylwetka rozpuÅ›ciÅ‚a siÄ™ w ciemnoÅ›ci nocy. Adán Guerrero, ojciec Natalii, byÅ‚ przedsiÄ™biorcÄ…. Zawsze byÅ‚ milczkiem, emanowaÅ‚ chÅ‚odem, nie odnajdowaÅ‚ siÄ™ w Å‚agodnych rytuaÅ‚ach czuÅ‚oÅ›ci. CharakteryzowaÅ‚o go sztywne, szkliste spojrzenie, czarne wÄ…sy, przysadzista sylwetka. NosiÅ‚ siÄ™ na szaro, to jego ulubiony kolor. Portret jego bladej twarzy - rozmyte, jakby rozmiÄ™kÅ‚e rysy, okrÄ…gÅ‚e oblicze - przetrwaÅ‚y na twarzy Natalii, która również odziedziczyÅ‚a po nim chłód i twardy jak diament charakter. Po Å›mierci matki Natalia wyprowadziÅ‚a siÄ™ z domu. Nigdy potem nie przyjechaÅ‚a w odwiedziny do ojca. Duma obojga stanowiÅ‚a dwa bieguny o takim samym Å‚adunku, jak dwa odpychajÄ…ce siÄ™ kawaÅ‚ki magnesu - kiedy jedno siÄ™ przysuwaÅ‚o, drugie dawaÅ‚o krok do tyÅ‚u. Adán Guerrero zmarÅ‚, po zażartej walce ze swym wÅ‚asnym życiem, w grudniu 1998 roku. Wprawdzie nieco wczeÅ›niej oschÅ‚y telefon od dawno zapomnianego stryja donosiÅ‚ Natalii o zÅ‚ym stanie zdrowia jej ojca, ale nie wyjechaÅ‚a z Madrytu. Kolejny krótki telefon... SkoÅ„czyÅ‚em narracjÄ™ dÅ‚ugiego i bolesnego procesu Å›mierci rodzica Natalii Guerrero punktualnie o jedenastej. Natalia przyjęła wiadomość oziÄ™ble, ale z czasem, stopniowo, ogarniaÅ‚o jÄ… przygnÄ™bienie. I w dniu swoich urodzin dociskaÅ‚a pedaÅ‚ gazu opla, coraz bardziej i bardziej, podczas gdy leniwe, acz stanowcze uczucie odrazy i wzgardy do siebie samej pustoszyÅ‚o wszystkie wspomnienia. Sama byÅ‚a zaintrygowana swoim stanem, bo przecież trwaÅ‚a w przekonaniu, że ojciec nic a nic jej nie obchodzi. Teraz jednak zrozumiaÅ‚a dlaczego: ojciec za bardzo jÄ… obchodziÅ‚, a dopiero teraz dotarÅ‚o to do jej Å›wiadomoÅ›ci. Moja bohaterka byÅ‚a gotowa. Boże mój, modliÅ‚em siÄ™ w duchu. Zrób, co w Twojej mocy, by ocalić tÄ™ kobietÄ™. Pomóż jej, Boże na niebie, uratuj jej życie, kimkolwiek jest, ocal jÄ…, bÅ‚agam. BrakowaÅ‚o mi jeszcze tylko kilku szczegółów w tym opowiadaniu (a zwÅ‚aszcza jak przedstawia siÄ™ obecnie samopoczucie Natalii, po próbie targniÄ™cia siÄ™ na życie), ale czuÅ‚em siÄ™ nadmiernie wyczerpany. MuszÄ™ zamknąć oczy. Tylko na chwilÄ™, pomyÅ›laÅ‚em, i oparÅ‚em gÅ‚owÄ™ na fotelu, żeby nie zasnąć znów z gÅ‚owÄ… na klawiaturze. PamiÄ™tam, co mi siÄ™ przyÅ›niÅ‚o: olbrzymi labirynt uÅ‚ożony z książek, którego korytarze pokonywaÅ‚em bez wytchnienia, poszukujÄ…c wyjÅ›cia. W gÅ‚Ä™bi czekaÅ‚a ona: w swej czarnej sukni, z odkrytymi plecami, z kasztanowymi wÅ‚osami uwiÄ™zionymi w koczku. Ale wtedy pojawiaÅ‚ siÄ™ Szekspir z Centrum Targowego, a ja odkrywaÅ‚em - w koÅ„cu - oblicze schowane pod maskÄ…. KrzyczaÅ‚em, ale gÅ‚os miaÅ‚ do przebycia bardzo dÅ‚ugÄ… drogÄ™, do mnie samego docieraÅ‚ dopiero po przerwie, jak grzmot goniÄ…cy bÅ‚yskawicÄ™. Krzyk ucichÅ‚, zapadÅ‚a cisza, a potem znów siÄ™ odezwaÅ‚. ObudziÅ‚em siÄ™ zaskoczony i podniosÅ‚em sÅ‚uchawkÄ™. - Pan Cabo? - gÅ‚os daleki, ale stanowczy. - To ja, Virgilio. WystarczyÅ‚o, bym oprzytomniaÅ‚. Która może być godzina? SpojrzaÅ‚em na cyferki w rogu ekranu komputerowego: kwadrans po jedenastej. Za piÄ™tnaÅ›cie minut przyjdzie Neirs po moje dzieÅ‚o. Ale wpierw muszÄ™ zdążyć opisać to, co ostatnio sobie przypomniaÅ‚em. - Musimy spotkać siÄ™ dzisiaj jeszcze raz - oznajmiÅ‚ Virgilio. - O czymÅ› pan jeszcze nie wie. - ProszÄ™ zaczekać! - wykrzyknÄ…Å‚em. - Wczoraj, w Centrum Targowym, widziaÅ‚em... Nie mogÅ‚em sobie przypomnieć, skÄ…d go znam, ale już teraz wiem... Martwy poeta! Grisardo! ByÅ‚ przebrany za jednego z tych pisarzy, ale to na pewno on! OdpowiedziaÅ‚ mi niewzruszonym gÅ‚osem: - Tak, to on. Dlatego też dzwoniÄ™. CaÅ‚y czas byÅ‚ pan nabierany, panie Cabo, to wielka mistyfikacja, padÅ‚ pan ofiarÄ… oszustwa. Od samego poczÄ…tku. XIV Oszustwo
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|