[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Liczyłem na twoją miłość, miałem nadzieję, że ona cię tutaj zatrzyma i nie pozwoli jechać znowu do Włoch. - Co ty mówisz? - zapytała prawie szeptem. Nie wierzyła własnym uszom. - Mówię, moja piękna księżniczko, że cię kocham. A razem z tobą to miasto, ten stan i nawet te trzy szalone staruszki, które nigdy nie pozwalały nam być sam na sam. - Och, Kane. Jak to się stało, że tak wiele szczęścia spływa na mnie nagle po tylu tygodniach zmartwień i kłopotów. A co z twoimi interesami? - Zamierzam przenieść je tutaj, tak jak planowałem. Nigdy nie myślałem o biurach w Magnolia Trails. Rozmawiałem już o ziemi z drugiej strony miasta. To właśnie tę kwestie poruszaliśmy na zebraniu rady miejskiej. RS 122 Zakończyłem wszystkie sprawy właśnie tego dnia, kiedy przyszłaś do mnie po pomoc. Nawet nie wiesz, jak byłem szczęśliwy, kiedy cię zobaczyłem. - Czułam dokładnie to samo... Wielkie nieba, zupełnie zapomniałam, że księżna de Francesca prowadzi jeszcze swój interes we Włoszech! - Niech więc prowadzi go nadal. Musi tylko znalezć kogoś zaufanego, kto poprowadzi go dla niej. - Jest ktoś taki - mruknęła, powstrzymując napływające do oczu łzy szczęścia. - Aha, zapomniałem dodać, że nie będziesz potrzebowała pieniędzy na remont Magnolia Trails. Sam zamierzam dopilnować wszystkich prac. Będzie to mój prezent ślubny. Zuzanna nie mogła wydusić z siebie słowa, tak bardzo była wzruszona. Kane wyjął z pudełka pierścionek i włożył go na serdeczny palec lewej, drżącej ręki Zuzanny. - A teraz, księżno Zuzanno de Francesca, czy uczyni mi pani ten zaszczyt i zostanie moją żoną? - Och, tak, Kane, tak - szepnęła, zarzucając mu ręce na szyję i okrywając pocałunkami jego twarz. - O Boże, nawet nie wiesz, jak bardzo tęskniłem za tobą przez te ostatnie dni - powiedział, przyciągając ją bliżej. - Chodzmy stąd gdzieś, gdzie będziemy naprawdę sami. - Gdziekolwiek zechcesz - szepnęła Zuzanna, a jej zielone oczy zapaliły się jak gwiazdy. - No, myślę, że już po wszystkim i możemy spokojnie wypić filiżankę herbaty - usłyszeli głos Emily Jane, zanim otworzyła drzwi. - Nie wierzę - mruknął Kane. - Dobrze, już można - zawołała Estella, wsadzając głowę przez uchylone drzwi. Zobaczyła objętą parę i znowu wykrzyknęła: - No więc, wszystko dobrze się skończyło, Ramono, chodz tu! - Już idę. - Ramona z ciężką tacą wkroczyła do pokoju. Na tacy stały w równym rzędzie filiżanki z herbatą. - Tak jak myślałyśmy, przyjęcie weselne urządzimy tutaj, w salonie. RS 123 - Oczywiście - powiedziała Estella. - Będzie wspaniale. Zuzanno, możesz włożyć suknię ślubną swojej matki. Będziesz schodziła ze schodów, a my... - Ja się chyba rozpłaczę - powiedziała Emily Jane i sięgnęła po swoją koronkową chusteczkę. - Chwileczkę - zawołała Zuzanna. - Skąd, do diabła, wiedziałyście, że Kane poprosi mnie o rękę, i skąd mogłyście wiedzieć, że powiem tak? - Wystarczyło przecież tylko na was spojrzeć, żeby od razu zauważyć, jak bardzo się oboje kochacie - powiedziała Estella. - Tak - zgodziła się z nią Ramona. - Kiedy tylko spostrzegłyśmy, co się święci, postanowiłyśmy pozostawić wszystko własnemu biegowi. Wiedziałyśmy, że Kane zamierza przenieść swój interes do Hadleyville, wiedziałyśmy też, że jeśli sama dojdziesz do tego, że go kochasz, skończą się wszystkie nasze kłopoty - zakończyła. Zuzanna wybuchnęła śmiechem. - Kocham was bardzo! - zawołała radośnie. - Ja także - dodał pospiesznie Kane. - Ale jeśli nie zostawicie nas samych na chwilę, to zamierzam napisać oświadczenie, że nie będzie żadnych sobotnich partyjek pokera. Estella uśmiechnęła się. - W porządku, już idziemy. - To takie romantyczne. "Daj mi chusteczkę, Emily Jane - powiedziała Ramona. - Chyba się rozpłaczę, Zuzanno. Twoja matka też by płakała w takiej chwili, nie mówiąc już o twojej prababace. - Tak - Zuzanna odwróciła twarz w stronę Kane'a. -Wygląda na to, że historia się powtórzyła. %7łycie mojej prababki zmieniło się na zawsze pewnego pięknego, letniego popołudnia, kiedy to bardzo miły jankeski kapitan zatrzymał się w tym domu... A teraz inny bardzo miły Jankes odmieni na zawsze moje życie. Kiedy trzy staruszki wyszły z salonu i dokładnie zamknęły za sobą drzwi, Kane wziął Zuzannę w ramiona i przesunął delikatnie w stronę stojącego w pobliżu tapczanu. Wokół domu panowała cisza i spokój i tylko z okien salonu dochodziły RS 124 ciche odgłosy miłosnego uniesienia. RS
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|