Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wino radość zemsty. Gdy pomyślałem o tym, omal nie roześmiałem się w głos, bo
przypomniało mi się, co powiedział grupowy z Zaprzyjaznionych, zanim zostawił
mnie ze zwłokami zmasakrowanych przez siebie ofiar.
 Losu, który zapisałem tym ludziom, ani ty, ani żaden inny człowiek nie ma
mocy wymazać.
O, to, trzeba przyznać, było prawdą. Nie mogłem wymazać tego zapisu. Lecz
w mojej mocy i moich umiejętnościach  jako jedynego na czternastu światach
 leżało wymazanie czegoś daleko większego. Mogłem wymazać instrumenty,
które do powstania takiego zapisu doprowadziły. Byłem jezdzcem i panem na
błyskawicy i dzięki temu mogłem zniszczyć ludność i kulturę obydwu naraz Za-
przyjaznionych Zwiatów. Miałem już przed oczyma pierwsze przebłyski metody,
za pomocą której można było tego dokonać.
W czasie gdy statek kosmiczny dotarł na Ziemię, podstawowy zarys mych
planów był zasadniczo gotowy.
Rozdział 17
Moim bezpośrednim celem był szybki powrót na Nową Ziemię, gdzie Star-
szy Bright, wykupiwszy z niewoli oddziały schwytane przez wojska Kensiego
Graeme a, niezwłocznie wzmocnił je nowymi posiłkami. Powiększona jednostka
rozbiła obóz nie opodal stolicy Partycji Północnej, Moretonu, jako wojska oku-
pacyjne, ubezpieczające egzekucję międzygwiezdnych kredytów, należnych Za-
przyjaznionym Zwiatom za oddziały wynajęte przez nie istniejący już rząd bun-
towniczy.
Lecz zanim mogłem udać się bezpośrednio na Nową Ziemię, musiałem zała-
twić jeszcze jedną sprawę, uzyskać dla tego, co miałem zamiar uczynić, usank-
cjonowanie i aprobatę. Gdyż, skoro raz już zostałeś członkiem zwyczajnym Gildii
Reporterów, nie miałeś nad sobą żadnej władzy zwierzchniej  z wyjątkiem Ra-
dy Gildii składającej się z piętnastu członków, ciała stojącego na straży Deklaracji
Bezstronności, na mocy której działaliśmy, i ustalającego politykę Gildii, do któ-
rej musieli dostosować się wszyscy członkowie.
Umówiłem się na spotkanie z Piersem Leafem, przewodniczącym Rady. W St.
Louis był jasny poranek kwietniowy, gdy stanąłem naprzeciw Leafa po drugiej
stronie uprzątniętego do czysta dębowego biurka w jego biurze na najwyższym
piętrze Domu Gildii, znajdującego się po przeciwnej stronie miasta niż budynek
Encyklopedii Finalnej
 Zaszedłeś bardzo daleko, i to szybko, jak na swój viek, Tam  powiedział,
gdy przyniesiono kawę, którą zamówił dla nas obu.
Był niskim ponad pięćdziesięcioletnim mężczyzną o sarkastycznym sposobie
bycia, który od dawna już nie wyściubił nosa poza Układ Słoneczny i rzadko
opuszczał Ziemię ze względu na reprezentacyjno-informacyjne aspekty swej god-
ności.
 Tylko nie mów mi, że jeszcze ci nie dość. Czego chcesz tym razem?
 Chcę miejsca w Radzie  odparłem.
Gdy wypowiedziałem te słowa, unosił akurat filiżankę kawy. Przysunął ją do
ust bez śladu wahania. Lecz w bystrym spojrzeniu, jakim obrzucił mnie znad kra-
wędzi, ujrzałem czujność sokoła. Zapytał krótko:
 Doprawdy? A dlaczego?
110
 Zaraz ci wyjaśnię  odpowiedziałem.  Być może zauważyłeś, iż posia-
dam umiejętność znajdowania się tam, gdzie są wiadomości.
Postawił filiżankę dokładnie na środku spodka.
 Dlatego też, Tam  powiedział łagodnie  dostałeś niedawno pelerynę
do stałego noszenia. W końcu wymagamy od naszych członków pewnych kwa-
lifikacji, to chyba jasne.
 Owszem  zgodziłem się.  Niemniej uważam, że moje kwalifikacje są
może nieco bardziej niezwykłe. . .  Nie pospieszyłem z wyjaśnieniem, gdy na-
gle jego oczy otwarły się szeroko ze zdziwienia.  Bynajmniej nie roszczę sobie
pretensji do posiadania jakichś zdolności proroczych. Sądzę jedynie, że przypad-
kowo posiadam dar nieco głębszego wglądu w możliwości rozwoju sytuacji niż
pozostali członkowie.
Zmarszczył brwi. Jego twarz nieznacznie się zmieniła.
 Zdaję sobie sprawę  brnąłem dalej  że to brzmi jak przechwałka. Ale
zatrzymajmy się przy tym na chwilę i przypuśćmy, że posiadam to, do czego zgła-
szam pretensje. Czy taki talent nie byłby wysoce przydatny dla Rady przy podej-
mowaniu decyzji dotyczÄ…cych polityki Gildii?
Spojrzał na mnie przenikliwie.
 Być może  odrzekł  pod warunkiem, że twoje zdolności byłyby praw-
dziwe i nigdy nie zawodziły, i jeszcze całe mnóstwo innych tego rodzaju zastrze-
żeń.
 Gdybym jednak zdołał rozwiać twe wątpliwości co do tych wszystkich
kwestii, czy udzieliłbyś mi poparcia finansowego na pierwsze zwalniające się
miejsce w Radzie?
Roześmiał się.
 Czemu nie?  odparł.  Ale w jaki sposób masz zamiar mnie przekonać?
 Wygłoszę przepowiednię  powiedziałem.  Przepowiednię, która jeśli
się spełni, wymagać będzie od Rady zasadniczych decyzji politycznych.
 W porządku.  Uśmiechał się dalej.  Przepowiadaj zatem.
 Exotikowie  oświadczyłem  przystąpili do pracy nad likwidacją Za-
przyjaznionych Zwiatów.
Uśmiech zniknął. Przez chwilę Leaf przyglądał mi się w osłupieniu.
 Co chcesz przez to powiedzieć?  zażądał wyjaśnień.  Exotikowie nie
mogą pracować nad likwidacją czegokolwiek. To nie tylko wbrew wszystkiemu,
w co, jak twierdzÄ…, wierzÄ…, ale przede wszystkim nikt nie jest w stanie zlikwido-
wać dwóch światów pełnych ludzi i całej kultury. Co w ogóle rozumiesz przez
słowo  zlikwidować ?
 Mniej więcej to samo, co masz na myśli. Zburzyć kulturę Zaprzyjaznionych
jako czynną teokrację, zrujnować oba światy finansowo, tak by zostały tylko dwie
kamieniste planety pełne głodujących ludzi, którzy zmuszeni będą albo zmienić
swój styl życia, albo wyemigrować na inne światy.
111
Przyjrzał mi się uważnie. Przez dłuższą chwilę żaden z nas nie wyrzekł ani
słowa.
 Skąd  wreszcie odezwał się pierwszy  przyszedł ci do głowy ten nie-
prawdopodobny pomysł?
 To przeczucie. Moja intuicja  odpowiedziałem.  Plus fakt, że wojska
z Zaprzyjaznionych pokonał dorsajski komandor polny Kensie Graeme pożyczo- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates