Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ją w bok. W panice wbiegła do wody, potem wdrapała się z
powrotem na brzeg, ale na wodzie pozostał krwawy ślad.
- Przestań! - krzyknęłam i zeskoczyłam z konia, z oczami
utkwionymi w ranach na jej szyi i boku. - To jÄ… boli.
Caleb niespiesznie podszedł do łani.
- Już dobrze - powiedział miękko. Objął ją za szyję i
wyjął nóż. - Wszystko będzie dobrze. - Szeptał coś do niej raz
po raz i wyraznie się od tego uspokajała. Przyłożył nóż do szyi
zwierzęcia. Jednym płynnym ruchem poderżnął jej gardło.
Krew pociekła na kamienisty brzeg i zabarwiła wodę na
czerwono.
Gorące łzy popłynęły mi błyskawicznie, cała się trzęsłam,
gdy patrzyłam, jak z oczu zwierzęcia znikają ślady życia.
Zmierć towarzyszyła mojemu dzieciństwu. Widziałam ją
wszędzie wokół, w twarzach sąsiadów, gdy wyciągali do
ogrodów martwe ciała w śpiworach. Widziałam ją zza szyb
samochodu, ludzi stojących w kolejkach do aptek. Mieli skórę
całą w czerwonych plamach.
Widziałam ją wreszcie w twarzy mojej matki, gdy stała na
ganku, a z nosa płynęła jej krew.
Ale przez dwanaście lat spędzonych w szkole byłam
bezpieczna. Chroniły mnie mury, na miejscu były lekarki, a na
szyi miałam zawsze dzwonek alarmowy. Kiedy Caleb tulił
głowę łani w ramionach, załkałam bardziej niż kiedykolwiek
wcześniej. Bo była tu znów, czekająca na mnie przez cały ten
czas, śmierć. Zmierć, przed którą nie było ucieczki. Wszędzie.
Zawsze.
Rozdział 14
Następnego ranka wspomnienie zabójstwa wyświetliło się
w mojej głowie, zanim jeszcze podniosłam się z materaca.
Chłopcy czekali na przybycie jelenia, a potem wnieśli go do
tunelu. Nogi miał przywiązane do gałęzi. Szybko uciekłam do
siebie, z powrotem do śpiącej Arden. Nie mogłabym znieść
widoku oprawiania jelenia, obdzierania ze skóry i
wyjmowania delikatnego mięsa.
Włączyłam stojącą przy naszym materacu latarkę i cały
pokój zalało miękkie jasne światło. Caleb przyniósł ubrania
świeżo wyprane w jeziorze. Wstałam i włożyłam zapinaną na
guziki koszulę. Wciąż nie wiedziałam, gdzie podziewa się
właściciel dziecięcych książeczek ani dlaczego nie mieszka w
swoim pokoju. Na krawędzi biurka leżał notatnik. Wzięłam go
do ręki i przeczytałam cztery proste słowa:  Mam na imię
Paul". Ręka, która je napisała, była niepewna, a litery
pojawiały się w nieregularnych odstępach. Pomyślałam o tym,
co powiedział Caleb, że pod niektórymi względami chłopcy
mieli gorzej niż my. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie
Ruby zapędzaną do sali z wąskimi łóżkami. Słyszałam, jak
pyta lekarzy z niewinnością, na którą tylko ją było stać:
- Gdzie są nasze książki? Kiedy będzie pierwsza
wycieczka do Miasta Piasku? Dlaczego nas wiążecie?
Odebrali nam tak wiele, ale przynajmniej dali to jedno:
zawsze już będę umiała czytać, pisać, przeliterować własne
nazwisko.
Usłyszałam za sobą tupot bosych stóp na zabłoconej
podłodze. Odwróciłam się po to tylko, żeby zobaczyć małą
istotkÄ™ rzucajÄ…cÄ… siÄ™ w mojÄ… stronÄ™ i wyrywajÄ…cÄ… mi z rÄ…k
notatnik. Mały chłopiec miał rozczochrane, jasnobrązowe
włosy i nosił ubłocone ogrodniczki. Nie miał pod nimi
koszulki.
- Skąd się tu wziąłeś? - zapytałam delikatnie, nie chcąc go
wystraszyć. - Kim jesteś?
- To należy do mojego brata. - Trzymał notatnik jak
trofeum.
- Nie zamierzałam podglądać - powiedziałam powoli, nie
odrywając wzroku od małego ciałka. Przypomniałam sobie
małe dziewczynki ze szkoły, te młodsze o rok, dwa, potem o
trzy lata, ale z czasem klasy robiły się coraz mniej liczne. Król
zasiedlał Miasto, zagospodarowując przy tym sieroty. Co jakiś
czas znajdowano w lasach dziecko, które urodziło się
Bezpańskim zaraz po zarazie, ale to się zdarzało rzadko. Tak
małego dziecka nie widziałam już od dawna. A tym bardziej
nie widziałam nigdy dziecka płci męskiej. - Ja tylko...
- Uczył się czytać - wyznał chłopczyk. Dużym palcem u
nogi bawił się kamyczkiem znalezionym w kurzu. Miał chyba
nie więcej niż sześć lat i wyglądało na to, że rzadko się
uśmiecha. - Powiedział, że mnie nauczy, ale umarł.
Zerknęłam na róg materaca, gdzie bez ruchu leżała Arden
zlana potem. Cały talerz warzyw stał od zeszłego wieczoru na
podłodze.
- Co mu było? Zachorował? - Słowa uwięzły mi w gardle,
gdy patrzyłam na jej twarz.
- Dopiero co zaczął polować... Caleb powiedział, że to
była błyskawiczna powódz. - Kiedy mówił, kartkował notes,
odsłaniając strony pełne niepewnych zapisków. - Paul zajął się
mną, kiedy nasi rodzicie zniknęli. On mnie tutaj
przyprowadził.
- Przykro mi - powiedziałam.
- Dlaczego wszyscy to mówią? Nie rozumiem. - Spojrzał
na mnie i w jego oczach odbiło się światło. - Przecież to nie
twoja wina.
- No nie... - Pomyślałam o wizjach, które nawiedzały
mnie za każdym razem, gdy kładłam się spać. Widziałam Pip
leżącą na wąskim białym łóżku, z górującym nad nią
ogromnym brzuchem. Czasem szarpała rękami uwięzionymi
w skórzanej uprzęży, krzyczała coś do tych leżących koło niej,
sięgała do dłoni, których nie mogła schwycić. Innym razem
widziałam ją taką, jaką ją znałam - pochyloną nad biurkiem,
rozwiÄ…zujÄ…cÄ… jakieÅ› zadania z matematyki, wystukujÄ…cÄ…
ołówkiem dobrze znany rytm. Potem odwracała się do mnie,
na jej twarzy widziałam gniew, gdy pokazywała ogromny
brzuch i robiła krok w moją stronę, pytając:
- Dlaczego to się dzieje? - Robiła kolejny krok. -
Dlaczego?
A ja mogłam tylko powtarzać raz za razem: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates
    a razem: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates