Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

No i oczywiście skończyło się na rozmyślaniach o torturach i skłonnościach
samobójczych, z których nic rozsądnego nie wynikało, jako że wyniknąć nie mo-
gło. Fakt  nikt dotąd nie doprowadził mnie do takiego stanu, żebym się obsikał,
obsrał, obrzygał i obsmarkał, ale to jeszcze nie powód, żeby się zabić! Ponieważ
wyszło mi, że jednak mam skłonności samobójcze, z czym w żaden sposób nie
chciałem się zgodzić, doszedłem do wniosku, że nie wiem, co jest ze mną nie
w porządku, i najlepiej przestać o tym myśleć, bo mogę dojść do jeszcze głup-
szych wniosków.
A na to był tylko jeden sposób.
 Loiosh, popilnuj tu, a ja siÄ™ przejdÄ™ do dziadka.
 %7Å‚adne takie, szefie! Na pewno nie beze mnie!
 A to dlaczego?
 Bo Herth nadal ciÄ™ szuka.
 Aha. Fakt.
No i nigdzie nie poszedłem.
* * *
Cawti wyszła po paru godzinach, gdy zaczął się zbliżać wieczór. Skierowała
się do domu. A ja za nią. Rocza kilkakrotnie zaczynała się nerwowo rozglądać, to-
81
też Loiosh zaproponował, żebyśmy zostali trochę w tyle. Zrobiliśmy tak i szliśmy
dalej.
Kiedy Cawti dotarła do domu, połaziłem jeszcze z pół godziny po okolicy,
nim wróciłem do domu. Nie rozmawialiśmy wiele, ale zauważyłem, że częściej
niż zwykle mi się przygląda, i to z wyraznie zatroskaną miną.
* * *
Następnego dnia było podobnie  Cawti wyszła rano, a ja za nią. Tym razem
sprzedawała gazetki (nowe: w tytule było coś o kamienicznikach  krwiopij-
cach). Przyglądałem się podchodzącym do niej uważnie, zwłaszcza gdy nie byli
ludzmi. Skontaktowałem się z Kragarem i usłyszałem, że pracuje nad sprawą,
więc dałem mu spokój. Tak naprawdę połączyłem się z nim telepatycznie tylko
po to, by wmówić sobie, że robię coś pożytecznego.
Bo w rzeczywistości traciłem czas  całe to chodzenie za Cawti było bez
sensu. Raz, nie wiedziałem, czy jej coś grozi. W ogóle nie miałem pojęcia, czy
Herth zamierza kogoś z nich zabić, a jeśli tak to kogo. A po wtóre, jeżeli by spró-
bował, to by mu się udało. Owszem, dorwałbym zabójcę, ale nie przeszkodziłbym
w zabiciu Cawti, bo było to fizycznie niemożliwe. Zawodowy zabójca działa z za-
skoczenia. Można mu pokrzyżować plany, ale tylko wtedy, gdy jest się blisko nie-
doszłej ofiary. A będąc w odległości dwudziestu-trzydziestu stóp, znajdowałem
się po prostu za daleko, by zdążyć na czas.
Z drugiej strony nic więcej nie mogłem zrobić. Chyba że myśleć, a myśleniem
byłem naprawdę zmęczony.
 Szefie!
Spojrzałem w kierunku, który wskazał. Duży brązowy budynek mieszczący
najprawdopodobniej mieszkania kilku rodzin.
 Co się stało?
 Widziałem kogoś przy narożniku, był dość wysoki, za wysoki jak na czło-
wieka, szefie.
Przyglądałem się dokładnie budynkowi, ale nic nie zauważyłem  nawet naj-
drobniejszego ruchu. Cawti i Sheryl nadal stały koło straganu warzywnego, gawę-
dząc ze sprzedawcą. Przez pół godziny na zmianę obserwowałem ją i narożnik bu-
dynku. Potem zrezygnowałem  budynek obserwował Loiosh, a ja żonę. W koń-
cu obie wróciły do budynku z zabitymi oknami, który uznałem za ich kwaterę
główną, choć Cawti mówiła o nim jako o mieszkaniu Kelly ego. Sprawdziłem,
czy ktoś je śledził, ale nie miałem pewności.
Cawti pozostała wewnątrz, Sheryl wyszła. Ustawiłem się tak, by nikt z wnę-
82
trza nie mógł mnie dostrzec, a sam miałem doskonały widok na wejście. Całe
szczęście, że Cawti jeszcze rzadziej niż ja korzystała z teleportacji.
Robiło się szarawo, gdy do środka wszedł pewnym krokiem Dragaerianin
w barwach Domu Jherega. Ruszyłem ku wejściu, ale wyszedł, nim byłem w po-
łowie drogi. Zdołałem skręcić, udając brak zainteresowania, i nie zwrócił na mnie
uwagi. Gdy się odwróciłem, maszerował spiesznie ulicą. Zastanawiałem się, czy
za nim nie iść, ale jedyne, co by to dało, to potwierdzenie, że wysłał go Herth.
Bo musiał zostać wysłany z jakąś wiadomością  był wewnątrz zbyt krót-
ko, by zdążyć zrobić cokolwiek innego. Chyba że był naprawdę dobrym magiem
i miał przygotowaną recepturę mogącą zabić błyskawicznie wszystkich obecnych.
Okazało się że nie, bo na ulicy nagle pojawili się Cawti, Paresh i Natalia. I ruszyli
gdzieś, naprawdę się spiesząc. Nie miałem wyjścia  poszedłem za nimi. Kie-
rowali się na północny wschód, czyli ku centrum miasta. Dzielnica Wschodnia
bowiem, mimo że wchodzi w skład Południowej Adrilankhi, leży na zachód od
śródmieścia. Ten, kto wymyślał nazwy dzielnic, musiał być w sztok pijany.
Przed przekroczeniem granicy z dzielnicą dragaeriańską  biegła wzdłuż
Carpenter Street i choć nie była w żaden sposób zaznaczona, wszyscy ją znali 
skręcili w boczną uliczkę, a potem w prawdziwy labirynt uliczek. W końcu sta-
nęli wokół czegoś leżącego na jednej z nich. Cawti przyklęknęła, a Paresh zaczął
się rozglądać. Ponieważ się nie zatrzymałem, zauważył mnie. Zrobił gest, jakby
chciał użyć magii, i w mojej dłoni znalazł się Spellbreaker. Nie dokończył jednak
tego gestu, a ja byłem już na tyle blisko, by w zapadającym półmroku dostrzec,
że Cawti przyklęknęła przy ciele.
Uniosła głowę i spojrzała na mnie.
Paresh był tak spięty, że wyszły mu żyły na szyi. Natalia zaś wydawała się
średnio zainteresowana i nastawiona batalistycznie. Cawti przyglądała mi się
twardo.
 Co masz z tym wspólnego?  spytał Paresh.
 Nic  odparłem.
Miał możliwość powtórzenia pytania  wtedy dostałby zdecydowanie inną
odpowiedz i najwyrazniej zdał sobie z tego sprawę. Kiwnął głową i nie odezwał
się do mnie. Byłem nieco rozczarowany.
Zamiast niego odezwała się Cawti:
 Co tu robisz, Vlad?
Nie odpowiedziałem. Podszedłem bliżej i przyjrzałem się ciału. Była to She-
ryl. Nie nadawała się do ożywienia, bo zatłuczono ją na śmierć i jeden z ciosów
zgniótł szczyt czaszki, uszkadzając mózg. Biciem zajmowali się fachowcy: każda
noga była złamana nad i pod kolanem, a każde kolano zostało strzaskane, każda
ręka została wyłamana w łokciu, twarz przypominała surowy kawał mięsa i tak
dalej w tym samym stylu. Tak na moje oko obrabiali jÄ… stopniowo przez parÄ™
godzin.
83
Odwróciłem wzrok.
 Co tu robisz, Vlad?  powtórzyła Cawti.
 Zledziłem cię.
Pokiwała głową.
 Zauważyłeś coś?
 Loiosh być może spostrzegł kogoś obserwującego was, gdy sprzedawa-
łyście gazetki. Od momentu, gdy weszłyście do budynku, skupiłem uwagę na
drzwiach.
 A nie pomyślałeś, żeby komuś o tym powiedzieć?
Zamrugałem oczami, nim do mnie dotarło, że miała na myśli kogoś z nich.
 Mogłem powiedzieć tylko tobie, a wtedy wiedziałabyś, że tu jestem.
Odwróciła się.
Paresh prawie się odezwał. Natalia aż się trzęsła z wściekłości. Cawti regular-
nie zaciskała dłonie w pięści i rozwierała je.
Poczułem pierwsze objawy złości. Nie dość, że żadne mnie nie traktowało
poważnie, to wszyscy nie życzyli sobie mojej obecności, a teraz są wściekli, że
nie uchroniłem Sheryl. Wystarczyło, by. . .
 Szefie, oni nie są wściekli na ciebie.
 %7Å‚e jak?
 Oni są wściekli na Hertha. I być może na siebie, że do tego dopuścili.
 A niby jak mogli temu zapobiec?
 Mnie siÄ™ pytasz?
Spojrzałem na Paresha, bo stał najbliżej, i spytałem:
 Mogliście temu w jakikolwiek sposób zapobiec?
Zamiast odpowiedzi potrząsnął głową. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates