Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na długie.
- A mówiłam, żebyś sobie nie ścinała. Bardzo lubiłam cię z
warkoczem.
- A już najbardziej lubiłaś go ciągnąć. Masz go jeszcze?
- Pewno, że mam. Jak chcesz, mogę ci go wypożyczyć. Dolar za
godzinÄ™. Pasuje?
- Bałam się, że go wyrzuciłaś na śmietnik - mówi Ewa. - To już
przecież pół roku minęło od naszej strasznej kłótni.
- Coś ty, to było w lutym. Tylko cztery miesiące. Już nawet nie
pamiętam, o co nam poszło.
- Nie pamiętasz? - dziwi się Ewa.
- Nie.
Ewa obejmuje KasiÄ™, szepcze jej coÅ› do ucha.
- O ty świnko! - woła Kasia. - Właśnie, że odwrotnie! Dobrze, że
mi przypomniałaś. Ooo, nie podaruję ci tego.
- Ja tobie też nie podaruję!
Chichrają się. Ewa znów zaczyna ją czesać.
- A wracając - mówi - to wiesz, co myślę?
Co?
- Ona jest chyba autentycznie kopnięta. Ty wiesz... ona brała na
serio każdą zabawę.
- Mnie też tak czasem się wydawało - mówi Kasia. - A na początku
była taka cichutka i słodka...
- Przyczaiła się. Chciała naszym kosztem zrobić karierę.
- Nie, w to nie uwierzÄ™.
- A ja coś o tym wiem. Ile ja jej rzeczy dałam. Chodzi w moich
majtkach, w moich rajstopach, w moich stanikach, w moich
sukienkach i jeszcze do tego załatwiłam jej egzamin do liceum. To
mało?
- Ja też chciałam jej dać całą szafę ciuchów - mówi Kasia. - Ale
było mi jakoś głupio, nie chciałam jej zawstydzać.
- Wcale nie jest taka wstydliwa. Trzeba było spróbować.
Zobaczyłabyś. Wyniosłaby dwie walizy, tobół i by jeszcze z wózkiem
wróciła po resztę.
- Fuj, jesteś ohydna - mówi Kasia.
- Ty sobie bądz ta święta, ja wolę być ohydna. Każda prawda jest
ohydna.
- Czułam w niej jakąś tajemnicę - mówi Kasia. - A to po prostu
była naiwność, nieśmiałość, strach. To zresztą nieważne. %7łeby
chociaż była dobra... Ale i to nawet nie, okropnie się na niej
zawiodłam. Fuj fuj.
Kasia otrzÄ…sa siÄ™.
- Po prostu ma fioła i cześć - mówi Ewa.
- Tajemnica, tajemnica - mówi Kasia. - Doszłam do wniosku, że w
ludziach nie ma tajemnicy.
- Nie lubiÄ™ tajemnic.
- Tajemnica jest tylko w muzyce. Teraz już to wiem. Tylko w
muzyce. Zobaczysz, kiedyÅ› jÄ… odkryjÄ™.
- W dodatku chciała mi się wżenić w rodzinę - mówi Ewa.
- Och, przestań już o niej gadać! Ona jest nikim, nie ma jej.
Ewa śmieje się.
- Aadnie to powiedziałaś, masz rację, to panna Nikt.
Cofam się od kotary. Słyszę ich głosy, ich śmiech. Panna Nikt to
ja.
Trzasnęły za mną drzwi. Po schodach w dół biegnę. Znieg na mnie
pada z góry. To strzępki listu podartego przez pannę Nikt piętro
wyżej.
Ach, za daleko zaleciałam. To piwnica. Ktoś tu stoi w mroku.
BÅ‚yszczÄ… okulary.
- Marysiu, jeśli chcesz, podrę wszystko i będzie tak, jakby nigdy
nic nie było.
- Odczep siÄ™, nie masz prawa, to moje!
Uciekam. Przed bramą, w słońcu stoję. Zostawiłam tam bombę,
zdalnie sterowana. Zdejmuję z ręki zegarek. Uderzam nim o chodnik.
Pryska szybka. Nastawiam szybko wskazówki na dziesiątą dziewięć.
Tik tik tik tik.. zaraz im się dom na głowy zawali.
Huk. To już?
Nie, to samochód czarny, lśniący podjeżdża właśnie z rykiem
trzystu koni. Czerwony na pysku szofer wyskakuje, drzwi przede mnÄ…
otwiera.
Wsiadam.
Rękawiczka mi upadła. Już się schyla po nią młodzieniec w srebrny
frak ubrany. Na kolano klęka, rękawiczkę mi podaje. Rąbek mojej
sukni ze złotego jedwabiu całuje z czcią. Na szofera pstryka.
Jedziemy.
- Kim jesteÅ›? - pytam.
- Twym paziem i sekretarzem osobistym, o pani - rzecze
młodzieniec, srebno-błękitne oczy ku mnie unosząc. - Tak długo
królewna kazała nam na siebie czekać, że już prawie straciliśmy
nadzieję. Ale wytrwałość popłaca. O, utęskniona nasza królewno,
najukochańsza pani...
Jakiś szmer z tyłu słyszę, oglądam się.
Samochód wielki w środku jak sala balowa i jak sala balowa piękny,
z fontanną pośrodku. Grupa młodzieńców i świetnych panien ukłon mi
składa. Wszyscy śliczni i fantastycznie poubierani, pałacowo,
dyskotekowo.
- Jesteśmy, o pani nasza najukochańsza, gotowi spełnić każde twoje
życzenie - mówi paz mój słodki.
- O wszystko mogę poprosić?
- Rozkazać, pani. Jesteś naszą niezawisłą władczynią.
- Więc zróbcie tak - mówię - żeby wszyscy krytycy wyśmiali
kompozycję Bogdańskiej Kaśki, a ten krytyk, co chwalił, niech
ogłuchnie. Niech Kaśka już nigdy nic nie stworzy i niech strasznie
cierpi, że nikt nie docenił jej kompozycji. Niech żyje długo i
niech się nie doczeka uznania aż do śmierci, a razem z nią, gdy
umrze, niech przepadnie jej kompozycja.
- Och, pani, to drobiazg - rzecze paz, uśmiechając się
porcelanowo. - W tym celu nie muszę nawet kiwnąć palcem w bucie.
Tak wiele pięknych dzieł przepadło w historii razem z ich twórcami
i nie upomniał się o nie nawet szczur z wiejskiego kościółka. Więc
to już załatwione. Następne życzenie? Mam dziwne przeczucie, że i
pannę Bogdaj Ewę spotka w życiu niespodzianka...
- O tak - mówię. - Niech Ewka będzie tłustą, postarzałą
przedwcześnie maciorą z siedmiorgiem dzieci i mężem pijakiem na
karku.
- To trochę bardziej skomplikowane - mówi paz mój słodki i ogląda
siÄ™ na me dworki i mych dworzan.
- Ja! Ja się tego chętnie podejmę - zgłasza się ślicznotka w mini
tiurniurze, z żywym pawiem w koafiurze. - Wytnę jej sztuczkę z
hormonami i przemianą materii. Czy sto dziesięć kilo wagi i
słoniowate nogi odpowiadają najukochańszej pani?
- Jasne - mówię i wybucham śmiechem perlistym. Razem ze mną bucha
śmiechem dwór mój perlisty.
- I niech będzie biedna - mówię - niech targa wiadra z węglem aż
na poddasze, gdzie będą mieszkać jako dzicy lokatorzy. I niech na
tydzień przed pierwszym nie będzie miała co włożyć do pyska swoim
brzydkim, debilnym bachorom.
- Mam świetny pomysł - mówi na to bikiniarz nad wyraz elegancki, w
wężowych spodenkach, w czapce z pozłacanego koguta. - Dobierzemy
siÄ™ do interesu jej tatki. Nie ma takiego interesu, gdzie nie
znalazłoby się trochę wstydliwych kwitków. Załatwię dla rodzinki
wielkie grzywny i przepadek mienia. Czy wystarczy?
- Myślę, że to będzie akurat - mówię i klaszczę w upierścienione
dłonie, a razem ze mną klaszcze moja dworska, dyskotekowa
gromadka. Na lustrzaną posadzkę sypią się pierścienie.
- Następne życzenie? - pyta paz.
- A ile ich jeszcze mogę wyrazić? - pytam, nagle strwożona.
- Ile tylko zapragniesz, najsłodsza pani. Sto, tysiąc, milion,
miliard...
- Biliardy, gryliardy...! - wołają jeden przez drugiego dworzanie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates
    ) ?>  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates