[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przed pustym kominem w postaci skurczonej i znÄ™kanej. Marta poÅ‚ożyÅ‚a książkÄ™ na stole i wydobyÅ‚a parÄ™ polan zza pieca. Jancia wodziÅ‚a za niÄ… swy- mi przygasÅ‚ymi i rozszerzonymi zrenicami. Czy nie pójdziesz już dziÅ› nigdzie, mamo? ozwaÅ‚a siÄ™ po chwili gÅ‚osem, którego dzwiÄ™k stÅ‚umiony i poważny rażący stanowiÅ‚ kontrast z drobnÄ…, dzie- ciÄ™cÄ… postaciÄ…. Nie, dziecko moje odpowiedziaÅ‚a Marta nie pójdÄ™ już dziÅ› nigdzie. Ju- tro wielkie Å›wiÄ™to i dziÅ› po poÅ‚udniu nie kazano nam przychodzić. MówiÄ…c to Marta poÅ‚ożyÅ‚a drewka na kominku i przyklÄ…kÅ‚szy chciaÅ‚a uÅ›ci- snąć maÅ‚Ä… córkÄ™. Zaledwie jednak dotknęła jej ramienia, z ust Janci wyrwaÅ‚o siÄ™ sykniÄ™cie bólu. Co ci to? zawoÅ‚aÅ‚a Marta. Boli miÄ™ tu, mamo! bez skargi w gÅ‚osie, ale bardzo cicho odparÅ‚o dzie- ciÄ™. Boli ciÄ™! dlaczego? jak dawno? troskliwie dopytywaÅ‚a siÄ™ matka. 124 Mowa Germanów jÄ™zyk niemiecki. 125 Self help wyrażenie nieprzetÅ‚umaczalne, znaczy tyle, co liczenie na wÅ‚asne siÅ‚y . 117 Jancia milczaÅ‚a i siedziaÅ‚a nieruchomo ze spuszczonymi oczami. Blade usteczka jej tylko drżaÅ‚y trochÄ™, jak bywa zwykle u dzieci, gdy pÅ‚acz gwaÅ‚- towny powstrzymać usiÅ‚ujÄ…. MartÄ™ niepokoiÅ‚o uparte milczenie dziecka wiÄ™cej może niż ból objawiony. Szybko rozpięła luzno zwisajÄ…cy staniczek i usunęła go z jednej rÄ™ki dziecka. Na chudym, biaÅ‚ym ramieniu, obnażonym rÄ™kÄ… mat- ki, czerniaÅ‚a ciemnosina plama. Marta splotÅ‚a kurczowo rÄ™ce. Okropna jakaÅ› myÅ›l przejść jej musiaÅ‚a przez gÅ‚owÄ™. Czy upadÅ‚aÅ› albo uderzyÅ‚aÅ› siÄ™? zapytaÅ‚a z cicha, z oczami wlepionymi w ciemne piÄ™tno. Jancia milczaÅ‚a jeszcze chwilÄ™, nagle podniosÅ‚a spuszczone powieki i uka- zaÅ‚a zrenice oszklone Å‚zami. Wciąż jednak wstrzymywaÅ‚a siÄ™ od pÅ‚aczu, drob- na pierÅ› jej pracowaÅ‚a gwaÅ‚townie, cienkie usteczka drżaÅ‚y jak listki. Mamo szepnęła po chwili, chylÄ…c siÄ™ ku matce siedziaÅ‚am dziÅ› tam, przy piecu... zimno mi byÅ‚o... Antoniowa niosÅ‚a wodÄ™ do ognia... zaczepiÅ‚a o mojÄ… sukienkÄ™, wodÄ™ rozlaÅ‚a i ze zÅ‚oÅ›ci uderzyÅ‚a miÄ™ tak mocno... mocno... Ostatnie wyrazy wymówiÅ‚a bardzo cicho, gÅ‚owÄ… i piersiÄ… przylgnęła do piersi matki i drżaÅ‚a caÅ‚ym ciaÅ‚em. Marta nie wydaÅ‚a jÄ™ku ni krzyku; twarz jej wyglÄ…daÅ‚a przez chwilÄ™ jak skamieniaÅ‚a ale pobladÅ‚e wargi zwieraÅ‚y siÄ™ coraz silniej i z oczu, nieruchomo zapatrzonych w przestrzeÅ„, buchaÅ‚o coraz ja- skrawsze, posÄ™pniejsze Å›wiatÅ‚o. Ach! jÄ™knęła na koniec i paÅ‚ajÄ…ce czoÅ‚o objęła splecionymi dÅ‚oÅ„mi. W krótkim jÄ™ku tym zabrzmiaÅ‚ gniew gÅ‚uchy i boleść bez granic. Przez parÄ™ mi- nut matka i dzieciÄ™ tworzyÅ‚y grupÄ™ dwóch piersi, Å›ciÅ›le do siebie przyciÅ›niÄ™- tych, dwóch twarzy, z których jedna, kobieca, z suchym i posÄ™pnie pÅ‚onÄ…cym okiem, pochylaÅ‚a siÄ™ nad drugÄ…, dzieciÄ™cÄ…, bledziuchnÄ… i Å‚zami zalanÄ…. Po chwili dopiero Marta odjęła dÅ‚onie od czoÅ‚a i opuÅ›ciÅ‚a je na gÅ‚owÄ™ córki. Od- garniaÅ‚a z czoÅ‚a poplÄ…tane jej wÅ‚osy, Å›cieraÅ‚a Å‚zy z chudych policzków, zapi- naÅ‚a u piersi maÅ‚y staniczek, rozgrzewaÅ‚a w dÅ‚oniach zziÄ™bÅ‚e, drobne rÄ™ce. Wszystko to czyniÅ‚a w milczeniu. ParÄ™ razy otworzyÅ‚a usta, jakby chciaÅ‚a coÅ› powiedzieć, ale nie stawaÅ‚o jej zapewne gÅ‚osu. PowstaÅ‚a na koniec z ziemi i podniosÅ‚a JanciÄ™. PosadziÅ‚a jÄ… na łóżku i wydobyta z kieszeni zawiniÄ™te w papier trzewiczki. Na ustach jej leżaÅ‚ teraz uÅ›miech, dziwny uÅ›miech. ByÅ‚o w nim coÅ› sztucznego, ale zarazem i coÅ› bardzo wzniosÅ‚ego: obok wysilenia woli widać w nim byÅ‚o miÅ‚ość i mÄ™stwo matki, która wÅ‚asne, bóle przerabia na uÅ›miechy, aby osuszyć nimi Å‚zy swego dzieciÄ™cia... DzieÅ„ skoÅ„czyÅ‚ siÄ™, zegary miejskie ogÅ‚osiÅ‚y północ, a w izbie na poddaszu paliÅ‚a siÄ™ jeszcze lampa; izba ta wyglÄ…daÅ‚a teraz smutniej jeszcze jak wtedy, gdy mÅ‚oda wdowa po raz pierwszy próg jej przestÄ™powaÅ‚a. Nie byÅ‚o już w niej szafy ani komody, ani dwóch skórzanych tÅ‚omoczków. Pierwsze dwa przedmioty wraz z dwoma nowymi krzesÅ‚ami lokatorka oddaÅ‚a rzÄ…dcy domu, nie mogÄ…c za najmowanie ich pÅ‚acić dÅ‚użej, drugie sprzedaÅ‚a w dniach silnych mrozów, aby za otrzymane pieniÄ…dze przysporzyć opaÅ‚u. Po- zostaÅ‚o w izbie jedno tylko łóżko, na którym w tej chwili, owiniÄ™ta czarnÄ… chustkÄ… matczynÄ…, spaÅ‚a Jancia, dwa krzesÅ‚a kulawe i jeden na czarno po- malowany stolik. Oblana biaÅ‚ym Å›wiatÅ‚em lampy i otoczona grubym uplotem czarnych warkoczy, twarz siedzÄ…cej przy stole kobiety w piÄ™knych i surowych zarysach wystÄ™powaÅ‚a z półmroku. Marta nie pracowaÅ‚a jeszcze, chociaż wszystkie materiaÅ‚y przyszÅ‚ej jej pracy: książka, papier, pióro, leżaÅ‚y przed 118 niÄ…. Ale pochwyciÅ‚o jÄ… nieodparte, nieprzezwyciężone marzenie. Niespodziane, Å›wietne perspektywy otworzyÅ‚y siÄ™ przed jej oczami, nie mogÅ‚a od nich ode- rwać ciemnoÅ›ciÄ… zmÄ™czonego wzroku. Nie byÅ‚a już tak peÅ‚nÄ… ufnoÅ›ci, jak wtedy, kiedy przed tym samym stolikiem zasiadaÅ‚a z ołówkiem w rÄ™ku, ale nie miaÅ‚a dość siÅ‚y, aby sÅ‚uchać poszeptów zwÄ…tpienia. ByÅ‚y one w niej, te poszepty, ale ona odwracaÅ‚a od nich ucho, a natomiast wsÅ‚uchiwaÅ‚a siÄ™ wciąż w napeÅ‚niajÄ…ce myÅ›l jej sÅ‚owa ksiÄ™garza. Ze słów tych snuÅ‚a siÄ™ dÅ‚uga przÄ™dza zÅ‚otych rojeÅ„ kobiety, matki. Móc wykonywać pracÄ™ miÅ‚Ä… acz trudnÄ…, podnoszÄ…cÄ… ducha i odpowiadajÄ…cÄ… najgÅ‚Ä™bszym jego potrzebom, jakaż to rozkosz! Zapracować przez kilka tygodni sześćset zÅ
otych co za bogactwo! Gdy raz już zostanie taką bogatą, wielką panią, pierwszą rzeczą, jaką uczyni,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|