|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ten splendor budził podziw Mitcha, lecz poza tym wzmocnił w nim nadzieję, że Julian Campbell będzie w stanie im pomóc. Dorobiwszy się takiego bogactwa po tym, jak został ciężko ranny i zwolniony z FBI z powodu nie- zdolności do służby, zwyciężywszy w zmaganiach z losem, mimo że został przez niego tak srogo doświadczony, Cam- pbell musiał zgodnie z tym, co powiedział Anson, znać od podszewki świat przestępczy. Siwowłosy mężczyzna o manierach lokaja przywitał ich na tarasie, przedstawił się jako Winslow i wprowadził do środka. Podążając za nim, minęli olbrzymią salę recepcyjną z ka- setonowym, złoconym sufitem, mającym co najmniej sześć- dziesiąt na osiemdziesiąt stóp salon i weszli do wykończo- nej w mahoniu biblioteki. Zagadnięty przez Mitcha, Win- slow zdradził, że kolekcja książek liczy ponad sześćdziesiąt tysięcy tomów. Pan Campbell zaraz do panów przyjdzie powiedział i wyszedł. W bibliotece, która zajmowała większą powierzchnię niż cały bungalow Mitcha, stały w kilku miejscach sofy i fotele. Usiedli przy stoliku do kawy, w dwóch ustawionych na- przeciwko siebie fotelach. Anson westchnął. To jest to, co lubię mruknął. Jeżeli facet jest choć w połowie tak imponujący jak ten dom... Julian jest najlepszy, Mickey. Nikt nie może się z nim równać. Musi cię szanować, skoro zgodził się spotkać tak szybko i tak pózno, po dziesiątej wieczorem. Anson uśmiechnął się ze smutkiem. Co powiedzieliby Daniel i Kathy, gdybym starał się skromnie pomniejszyć moje znaczenie? zapytał. Skromność wynika z braku pewności siebie zacy- tował Mitch. Brak pewności siebie wynika z nieśmiało- ści. Nieśmiałość jest tym samym co wstydliwość. Wstydłi- wość to cecha cichych. Cisi nie odziedziczą ziemi, cisi służą tym, którzy są pewni siebie i asertywni". Kocham cię, braciszku. Jesteś niesamowity. Ty na pewno też potrafisz cytować ich słowo w słowo. Nie o to mi chodzi. Dorastałeś w tej klatce Skinnera, w rym szczurzym labiryncie, a mimo to jesteś najskromniej- szym facetem, jakiego znam. Mam swoje problemy zapewnił go Mitch. Mnó- stwo problemów. Widzisz? Kiedy mówię, że jesteś skromny, odpowia- dasz samokrytyką. Mitch uśmiechnął się. Nie nauczyłem się chyba wiele w pokoju nauki. Dla mnie pokój nauki wcale nie był najgorszy powiedział Anson. Tym, czego nie mogę wymazać z pa- mięci, jest odwstydzanie. Mitch zaczerwienił się na samo wspomnienie. Wstyd nie pełni żadnej użytecznej funkcji społecz- nej. To oznaka zabobonnego umysłu". Kiedy po raz pierwszy kazali ci grać w odwstydzanie? Chyba kiedy miałem pięć lat. Jak często musiałeś w to grać? Może z sześć razy w ciągu tych wszystkich lat. Z tego, co pamiętam, mnie zmuszali jedenaście razy. Ostatnim razem, kiedy miałem trzynaście lat. Mitch się skrzywił. Człowieku, pamiętam to. Trwało cały tydzień. Paradowanie nago przez dwadzieścia cztery godziny, siedem dni w tygodniu, podczas gdy inni domownicy są ubrani. Zmuszanie w obecności wszystkich do odpowiada- nia na najbardziej krępujące, intymne pytania na temat sekretnych myśli, zwyczajów i pragnień. Obecność co naj- mniej dwojga członków rodziny, w tym przynajmniej jednej siostry, podczas każdej wizyty w toalecie, ani chwili sa- motności. Czy to pozbawiło cię wstydu, Mickey? Popatrz na moją twarz odparł Mitch. Mógłbym zapalić świeczkę od twojego rumieńca. Anson roześmiał się cicho swoim ciepłym, niedzwiedzio- watym śmiechem. Niech mnie diabli, jeśli damy mu co- kolwiek na Dzień Ojca. Nawet wody kolońskiej? zapytał Mitch. To był ich dyżurny żart z dzieciństwa. Nawet nocnika, żeby mógł się wysikać? A co powiesz na siki bez nocnika? Jak bym je przesłał? Z wyrazami miłości odparł Mitch i uśmiechnęli się do siebie. Jestem z ciebie dumny, Mickey. Pokonałeś ich. Z tobą nie udało im się tak, jak udało się ze mną. Udało im się z tobą? Złamali mnie, Mitch. Nie znam wstydu i nie wiem co to jest poczucie winy powiedział Anson, wyciągając pistolet spod poły sportowej marynarki. 25 Mitch uśmiechał się dalej, spodziewając się zabawnej puenty, tak jakby pistolet miał się zaraz okazać zapalnicz- ką albo puszczającą bąbelki zabawką ze sklepu ze śmiesz- nymi rzeczami. Gdyby słone morze mogło zamarznąć i zachować swój kolor, taki właśnie odcień miałyby teraz oczy Ansona. Ich spojrzenie było tak samo jasne i bezpośrednie jak zawsze, lecz malowało się w nich coś, czego Mitch nigdy wcześniej nie widział, czego nie mógł i nie chciał zidentyfikować. Dwa miliony... Tak naprawdę powiedział Anson niemal ze smutkiem, bez śladu urazy czy pretensji w głosie nie zapłaciłbym dwóch milionów nawet za ciebie. Więc Holly była martwa w momencie, kiedy ją capnęli. Twarz Mitcha stwardniała na marmur. Miał wrażenie, że w gardle utkwiły mu potłuczone kamienie i nie pozwalają mówić. Pewnym ludziom, dla których wykonywałem konsul- tacje... trafia się czasami okazja przynosząca zyski, które dla nich są groszowe, lecz dla mnie całkiem pokazne. To nie jest moja normalna praca, ale coś w bardziej oczywisty sposób nielegalnego. Mitchowi trudno było się skupić, wysłuchać tego, co mówił Anson, ponieważ w jego umyśle waliły się z hukiem, niczym budowla przeżarta przez termity, wyznawane przez całe życie przekonania. Ludzie, którzy porwali Holly, to zespół, który stworzy- łem do wykonania jednego z tych zadań. Zarobili na tym całkiem niezle, ale dowiedzieli się, że moja działka była większa, niż im powiedziałem, i odezwała się w nich chci- wość. A zatem Holly została porwana nie tylko dlatego, że An- son miał dość pieniędzy, żeby zapłacić za nią okup, lecz również dlatego przede wszystkim dlatego że Anson oszukał jej porywaczy. Bali się zaatakować mnie bezpośrednio. Jestem zbyt
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|
|
|