[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tego nie dostrzegą, bo w przeciwnym wypadku byłoby bardzo zle. Plama znajdowała się w miejscu, które wykluczało możliwość wmówienia komukolwiek, że Władow zaciął się przy goleniu. Motocykl zatrzymał się tuż przed sierżantem KGB. Za nim zahamowały pozostałe pojazdy, pozostając na włączonym biegu. Daszroziński, przebrany za majora bezpieki, podszedł do bramy. Wartownicy zasalutowali na jego widok. Wolno podniósł dłoń do daszka czapki. Rourke wychylił się przez okno, aby lepiej słyszeć ich rozmowę. - Poproszę was o papiery, towarzyszu majorze - powiedział sierżant. Komandos podał mu żółtą teczkę, a podoficer odszedł z nią do wartowni, mieszczącej się tuż za zasiekami. Natalia głośno ssała dolną wargę. John nie wiedział, czy z nerwów, czy z nikotynowego głodu. - Pozwólcie ludziom palić - zawołał Daszroziński do Razawitskiego, odgrywającego rolę porucznika-adiutanta. - Tak jest, towarzyszu majorze! - Kapral wyprostował się jak struna. Ruszył wolno wzdłuż samochodów. Przystanął obok szoferki i szepnął do Natalii: - Porucznik uważa, że zbyt długo pieprzą się z tymi papierami. Bądzcie w pogotowiu. Zaś głośno, tak aby jego słowa dotarły do strażników: - Możecie palić, ale ostrożnie z ogniem! Nie zapominajcie, jaki wieziemy ładunek. Nie chcę mieć tu fajerwerku. - Tak jest, dziękuję, towarzyszu poruczniku! - odparł Amerykanin. Kapral poszedł powtórzyć wiadomość pozostałym komandosom. Natalia sięgnęła po papierosa. John ze strachem dostrzegł, jak dziewczyna beztrosko wyjmuje z torebki ozdobną damską papierośnicę. %7łołnierze z KGB stali tuż obok... Wyszarpnął jej z ręki papierośnicę i wrzucił pod siedzenie. Strażnicy niczego nie zauważyli. Dobrze! Wyciągnął z kieszeni paczkę Pall Malli i podał dziewczynie. Zapalili. Razawitski wrócił do porucznika. Wszyscy ludzie zostali już ostrzeżeni. Sierżant KGB nadal nie powracał z dokumentami... Po dłuższej chwili oczekiwania i niepokoju wyszedł z wartowni major KGB wraz z podoficerem. Daszroziński zasalutował na jego widok, a oficer powiedział: - Niezmiernie mi przykro, towarzyszu, za ten przestój, ale plan Aono wszedł w fazę realizacji i dlatego podwoiliśmy naszą czujność. Gdybyście przyjechali w zeszłym tygodniu, nie mielibyście tylu kłopotów. - Więc wszystko w porządku i możemy jechać dalej, towarzyszu majorze? - upewnił się komandos. - Oczywiście, ale jedynie za drugą bramę. Względy bezpieczeństwa. Pózniej waszymi ciężarówkami zajmie się personel bazy, wy zaś poczekacie w namiotach rozbitych obok lotniska, aż zwrócimy rozładowane samochody. Nie będzie wam się nudziło, dostaniecie coś ciepłego do jedzenia. Znajdzie się też odrobina wódki dla oficerów i podoficerów. - Major zmrużył oko. - Możemy już ruszać? - Oczywiście, towarzyszu. Otworzyć bramę! - zawołał oficer do wartowników. Pierwsze ruszyły motocykle... - Towarzyszu! - zawołał do oddalającego się Daszrozińskiego major KGB. - Nie ma powodów, aby wasi motocykliści eskortowali was aż poza linie obronne. - Towarzyszu majorze, ja także mam swoje rozkazy! - odparł porucznik. - Jestem całkowicie odpowiedzialny za nasz ładunek aż do chwili przekazania go personelowi bazy. Póki to nie nastąpi, będę postępował zgodnie z poleceniami moich przełożonych. Oficer dyżurny machnął przyzwalająco ręką. Ciężarówki wolno wtoczyły się za bramę. Na stopień kabiny pierwszego pojazdu wskoczył Daszroziński. - Myślę, że kapitan Władow byłby lepszy w twojej roli - powiedział Rourke. - Chyba macie rację, towarzyszu... O, przepraszam... - Nie masz za co, poruczniku. W akcji, w której uczestniczymy, jesteśmy najprawdziwszymi towarzyszami! Prawda, towarzyszko Tiemierowna? Natalia uśmiechnęła się lekko. ROZDZIAA XXXIX Minęli pas umocnień oraz drugą bramę. Nikt ich nie kontrolował. Droga wiodła do podnóży góry Czejena, tworząc wielkie rondo, na którym ciężarówki przejmował personel bazy, zaś ludzie z konwojów wędrowali w kierunku małego lotniska. Na zboczu, kilka jardów powyżej poziomu ziemi, widniały metalowe opuszczone wrota, odsłaniające tunel wiodący w głąb góry. Od ronda odchodziła ku nim szeroka betonowa rampa. Rourke przyjrzał się zgromadzonym przy drodze strażnikom. - Ciekawe - zauważył - wszyscy są uzbrojeni w nasze M-16 i kolty 45. - To zupełnie logiczne - wyjaśniła Natalia. - Wuj powiedział, że po to mają na wyposażeniu wyłącznie broń amerykańską, by po zagładzie łatwiej mogli do niej znalezć amunicję. - Spryciarze - mruknął doktor. Dotarł do ronda. Zahamował. Kierujący ruchem żołnierz pomachał, aby się przybliżyli. Cokolwiek zamierza Władow, niech to zrobi szybko - pomyślał Rourke. Zjechał z drogi na pobocze, cofnął nieco, zatrzymał ssanie i trzymając wyłączone sprzęgło, dodał gazu. Silnik zawył, z rury wydechowej buchnęły ciemne spaliny, motor zakaszlał i zgasł. Strażnicy zawołali coś ze złością. Amerykanin wychylił się przez okno i uśmiechnął się do nich przepraszająco. - Ot, stare pudło, towarzysze - wyjaśnił. Spróbował zapalić, silnik wskoczył na najwyższe obroty i ponownie zgasł. Z chłodnicy unosiły się obłoczki pary. - Niech wasi opuszczą ciężarówki - szepnął Rourke Daszrozińskiemu. - Strażnikom powiedz, że jechaliście wiele godzin i ludzie są zmęczeni. - Dobra, doktorze! Porucznik zeskoczył na ziemię i zawołał donośnym głosem: - No, chłopcy, opuśćcie samochody i stańcie w pobliżu! Ten rozkaz powtórzył jak echo Razawitski. Do Daszrozińskiego podbiegł oficer KGB. - Towarzyszu majorze, niech wasi ludzie nie opuszczają jeszcze pojazdów! Punkt wysiadkowy jest tam dalej. Oficer wskazał na zakręt ronda. - Kapitanie, moi ludzie są zbyt zmęczeni, aby jeszcze tłoczyć się w ciasnych kabinach. Przecież nie zadepczą wam trawy! - Ależ, towarzyszu majorze... - Właśnie! Nie zapominajcie, kapitanie, że mówicie do majora Armii Czerwonej! Ostatnie słowa zamknęły usta funkcjonariuszowi. Rourke się uśmiechnął. Pomyślał, że porucznik zawsze pragnął przemawiać do wyższych oficerów takim tonem i wreszcie nadarzyła mu się sposobność! Popatrzył na Władowa. Kapitan uniósł się na siodełku, skierował wzrok ku rampie, a pózniej spojrzał na Amerykanina. Ten skinął przytakująco. Zbliżało się kilkunastu żołnierzy KGB, by przejąć pojazdy. Rourke wyszedł z kabiny. Rozpiął mundur, aby łatwiej mu było wydobyć ukryte pod ubraniem pistolety. W lewej ręce niedbale trzymał M-16, ale w takiej pozycji, że błyskawicznie mógł go odbezpieczyć i otworzyć ogień. Za jego plecami stanął kapral Razawitski. - Doktorze, Amerykanie też są gotowi. Każdy zabrał po pięć kilo C-4, resztę zaminowaliśmy. Wybuch nastąpi za dwie i pół minuty. Zawarczał motor Władowa i rozległ się głos kapitana, wołający najpierw po rosyjsku, a następnie po angielsku:
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|