Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

częściowo przed skutkami promieniowania w próżni i moglibyśmy zainkasować
dużą dawkę, nie znalazłszy się na Orfie przed pierwszym rozbłyskiem.
 A co będzie ze startem z Orfy na orbitę  Cyklopa ? Przecież nie możemy
czekać na Orfie przez dwa tygodnie?  zapytała Ewa.
 Rozbłyski powtarzają się co kilkanaście godzin i można ustalić ich przybli-
żone natężenie i czas na kilka godzin naprzód. Tyle wystarczy nam, by wystarto-
wać. Zresztą, nawet gdyby nas rozbłyski zaskoczyły w drodze, to krótki czas lotu
i większa odległość od słońca oraz pancerz  Suma znacznie zredukują sumarycz-
ną dawkę napromieniowania. Pancerz  Cyklopa osłoni nas przed najsilniejszym
nawet rozbłyskiem.
 Innymi słowy  mruknął Ted  gdyby nam się nie udało wydostać stąd
jutro przed południem, siedzimy w pułapce!
 O, nie jest aż tak tragicznie!  zapewnił go Max z odcieniem dumy. 
Mamy przecież zawsze rezerwowy program ratunkowy! Gdyby nam nie udało
się dotrzeć na Orfę, oni przylecą po nas  Cyklopem i zdejmą nas stąd między
jednym a drugim rozbłyskiem. Ale to już byłaby ostatnia ostateczność i dowód
naszej nieudolności. A poza tym nie wiem, jak dopięlibyśmy nasz ubogi bilans
energetyczny po takich manewrach  Cyklopem . Nie ma rady, startujemy zgodnie
z rozkazem jutro przed południem.
 Usiąść i płakać!  jęknął Ted.  Tyle roboty zostanie nie dokończonej. . .
 Nie biadol, tylko ubieraj się i lecimy!  powiedział Har zdecydowanie. 
Przynajmniej trochę jeszcze uratujemy: spróbujemy dotrzeć wirolotem do stożka.
 Teraz? W nocy?
 Jeśli się boisz, ja polecę!  zgłosiła się Ewa.
 Nie, skądże! Wcale się nie boję, tylko. . .  Ted usiłował się tłumaczyć,
ale Har przerwał mu:
 Lecimy.
 A mnie nie zabierzecie?  dopominała się Ewa, lecz Har rozłożył bezrad-
nie ręce:
 Wirolot zabiera w zasadzie dwóch pasażerów. Prawda, Max?
 No, niby tak.  Max poskrobał się za uchem, a po chwili zastanowie-
nia powiedział:  Lepiej jednak, by poleciały trzy osoby. Jeśli się odłączy jeden
108
zbiornik, wirolot uniesie całą trójkę. Wystarczy wam połowa zapasu paliwa, od-
ległość jest niewielka. Chciałbym jednak przed świtem mieć załogę w komplecie.
Będzie jeszcze trochę pracy przy rakiecie przed startem.
 Ma się rozumieć, że wrócimy!  zapewnił Ted i po chwili wszyscy troje
zeszli do luku, w którym spoczywał wirolot.
Po odłączeniu rezerwowego zbiornika maszyna była gotowa do lotu. Ustaliw-
szy kierunek, Har włączył silnik i zaprogramował autopilota na lot po linii prostej
w kierunku szczytu ze stożkiem. Odległość wynoszącą niespełna dwadzieścia ki-
lometrów maszyna zdolna była pokonać w czasie kilkunastu minut. Udzieliwszy
wskazówek dotyczących lądowania w trudnych warunkach nocnych na wąskiej
platformie szczytu, Max wrócił do rakiety.
Przekraczając próg śluzy przypomniał sobie, że w pośpiechu nie zakomuniko-
wał odlatującym drugiej wiadomości, jaką otrzymał z Orfy. Chciał nawet zawró-
cić, lecz obejrzawszy się, dostrzegł w ciemności tylne światło pozycyjne wirolotu
odrywającego się od ziemi, machnął więc ręką i wszedł do rakiety. Skierował się
od razu do radiokabiny i wywołał wirolot. Słyszalność była doskonała.
 Muszę wam zakomunikować o sukcesie lingwistów  powiedział Max.
 Czyżby odczytali zapisy w języku Florytów?  wykrzyknęli równocześnie
Ewa i Har.
 Niestety, o tym nic mi nie mówiono. Odczytano natomiast kilka fragmen-
tów języka, który wydał nam się językiem ludzkim. Nie myliliśmy się. Lon i Mais
doszukali się pewnych podobieństw tego języka do narzeczy nie istniejących już
plemion Indian z Ameryki Południowej. . .
 Język Mayów!  wykrzyknął Har.
 Niezupełnie. . . Nie wiem zresztą dokładnie, jak to określili. Dość, że udało
się zrozumieć kilka oderwanych zdań. Jedno z nich brzmi:  nie niszczyć naszych
śladów , czy coś w tym sensie. . .
 To wygląda na apel skierowany do nas  powiedział Har.
 Do nas?  zdziwił się Ted. .  A do kogóż by zwracali się w ziem-
skim języku? Postąpiliśmy zresztą zgodnie z ich życzeniem  powiedział Har.
 Dziękujemy, Max. Po wyjściu z podziemi zameldujemy ci o naszym starcie
w drogÄ™ powrotnÄ….
 Coraz mocniej wierzę, że ten  drugi etap szkolenia musi istnieć!  wes-
tchnęła Ewa, gdy znalezli się nad granią.
 O przybyszach i tak niewiele się dowiemy  mruknął Ted z żalem.  Oni
niezmiernie starannie zacierali wszelkie ślady, które mogłyby dać pojęcie o ich
wyglÄ…dzie. . .
 Za to pozostawili wiele rzeczy świadczących o ich rozumie i wiedzy 
dodał Har.
 Wniosek stąd, że musieli być niezbyt przystojni nie chcieli się tym zanadto
afiszować. Ale słuchajcie!  wykrzyknęła nagle Ewa.  Na czyj wzrost były
109
właściwie obliczone otwory drzwiowe w Starej Bazie? Przecież nie na nasz ani
tym bardziej Florytów. . . Tam wszystkie drzwi miały niewiele ponad metr wyso-
kości.
 Były przy tym kwadratowe  przypomniał Har.  Możliwe, że odpo-
wiadały wymiarom przybyszów z Kosmosu. Starą Bazę budowali w zasadzie dla
siebie. To byłby jedyny szczegół świadczący o ich wyglądzie.
 Nie przesądzajmy sprawy. Może w zapisach, jakie pozostawili w fonotece,
znajdzie się więcej szczegółów. Może niektóre zapisy dadzą się odtworzyć w po-
staci obrazów? Zdaje się, że czyniono jakieś próby w tym kierunku  powiedział
Ted.
Chwilę trwali w milczeniu, tylko silnik szumiał, a pojazd, kołysząc się lekko,
niósł ich ku stożkowi.
 Przez cały czas jestem pod wrażeniem niezmiernej przenikliwości tych nie-
znanych istot. Jakże trafnie umiały ocenić możliwości ziemskiej cywilizacji, po-
zostawiając informacje dla nas tu, w odległości ośmiu lat światła od Ziemi 
medytował Har półgłosem.  Z drugiej jednak strony. . . z tymi Florytami, mimo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates