Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

coś w stylu  Fatalnego zauroczenia , nie? Chociaż z drugiej strony coś musieli zrobić -
westchnęła. - Naomi bywa strasznie głupia. - Jak zwykle przeciągnęła słowo  głupia tak, że
powstały trzy sylaby, wszystkie ociekające pogardą. - Znaczy, jak widzisz kogoś takiego jak
Derek, to od razu wiesz o co chodzi. On już ma dziewczynę, która przypadkiem jest
dyrektorką siłowni, na której pracuje. Więc chyba nie zamierza sobie robić kłopotów, nie?
Jeżeli wyraznie mu się coś proponuje, to okej, pewnie nie odmówi. Ale nawet jak już powie
tak, to nic specjalnego z tego nie wynika. A Nao myśli, że seks od razu coś znaczy. Kretynka.
Tyle razy próbowałam jej tłumaczyć... - Cath zerknęła na zegarek. - Cholera. Muszę lecieć. W
tym tygodniu jem pózny lunch, ale pózny to nie znaczy bardzo pózny.
- Gdzie pracujesz? - spytałam, odprowadzając ją do metra. Chociaż niby przejęła się
swoim spóznionym lunchem, to nie aż tak, żeby przyspieszyć kroku.
- W Satins na High Street. Jestem fryzjerkÄ….
- Serio? Mogę o coś spytać?
Wzruszyła ramionami.
- No?
- Sądzisz, że powinnam rozjaśnić włosy?
- Czemu nie? - powiedziała, przyglądając mi się uważnie. - Ale najpierw musisz je obciąć.
- Okej.
- Wpadnij do nas. Zrobię ci to raz-dwa. A potem zrób sobie jeżyka. Mnóstwo ludzi teraz
tak chce. Mogłabym cię fajnie przyciąć.
- W takim razie przyjdę, jak już się zdecyduję.
- Jak chcesz, to mogę tylko podciąć - zaproponowała. - Chętnie pomajstruję przy twoich
włosach.
- Dzięki.
- W takim razie do zobaczenia.
Pomachała mi, po czym przeszła na drugą stronę. Z odległości sprawiała wrażenie
malutkiej, ale w żadnym razie nie kruchej. Była twarda jak bat.
Przez chwilę zastanawiałam się, która to może być godzina. Wreszcie zerknęłam na
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
zegarek. Dwunasta czterdzieści. No, nie tak zle. I wtedy przypomniałam sobie, że jest piątek.
Co oznaczało, że dokładnie dwadzieścia minut dzieliło mnie od spotkania z Felice
Bortshe.
* * *
Przynajmniej szalone tempo, w jakim wracałam do domu uchroniło mnie przed dalszym
roztrząsaniem sprawy stroju. Ledwo zdążyłam się trochę podmalować, kiedy usłyszałam
dzwonek do drzwi. Punkt pierwsza. Myślałam, że nie powinno się przychodzić punktualnie na
żadne spotkanie. A może to dotyczyło tylko przyjęć? Błyskawicznie włożyłam wiszące,
srebrne kolczyki i ruszyłam do drzwi, rozglądając się po mieszkaniu. To był błąd. Ale
pocieszałam się, że przynajmniej nie ma żadnych brudnych talerzy w zlewie. Chyba że...? W
ostatniej chwili powstrzymałam się od kontroli kuchni, po czym otworzyłam drzwi.
- Hej! - powiedziała Felice Bortshe, ubrana w błękitny kostium ze złotymi guzikami i
szpilki. W swojej wymuskanej fryzurze wyglądała, jakby właśnie urwała się z  Dynastii .
Miała wspaniały makijaż i serdeczny uśmiech.
Kontrast pomiędzy nią a mną, nie wspominając już o stanie mieszkania, przyprawiał mnie
o drżenie. W panice chciałam zamknąć jej drzwi przed nosem i rzucić się z płaczem na łóżko.
- Ty pewnie jesteś Sam! - ciągnęła.
- Tak, eee, to prawda, może pani wejdzie? - powiedziałam, skupiając wszystkie siły, żeby
nie zacząć jej przepraszać za bałagan. Gdybym zaczęła, chyba już bym nie potrafiła przestać.
- Jakie świetne mieszkanko! - Felice Bortshe najwidoczniej nie uznawała innych znaków
niż wykrzyknik.
Wyciągnęła do mnie rękę. Niechętnie podałam jej swoją, która nagle wydała mi się
wyjątkowo brudna i niehigieniczna. Jednak Felice uścisnęła ją tak mocno, że zobaczyłam
gwiazdy przed oczami. Musiała mieć prawdziwe paznokcie, bo tipsy by czegoś takiego nie
wytrzymały.
- Hm, może... Może napije się pani herbaty? - zaproponowałam.
Felice roześmiała się, odsłaniając idealnie białe zęby.
- Uwielbiam to! Ten angielski styl! Nie, bardzo dziękuję. Tak brzmi prawidłowa
odpowiedz?
- Tak, yyy, w pewnym sensie...
- Tutaj śpisz? - spytała, wskazując ręką na moją antresolę. - Ja bym umarła ze strachu.
Taka malutka drabinka!
Była bardzo przyjacielska, ale za nic nie mogłam pojąć dlaczego. Co ty tu robisz,
zapytałam w myślach, czemu jesteś taka uprzejma? Czemu nie powiesz szczerze:  Rany, ale
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
chlew! i nie zostawisz mnie, żebym zgniła we własnej pleśni? Felice właśnie przechadzała się
po pracowni, a ja z najwyższym trudem powstrzymałam się, żeby nie ruszyć za nią i nie
zasłaniać plecami wszystkich miejsc, które mogły nie pasować do jej standardów czystości.
Ale w tym celu musiałabym się chyba rozdwoić.
- A to pewnie ta ruchoma rzezba!
- Eee, tak - mruknęłam. A co, myślałaś, że to bojler?, powiedziałam do siebie. Czemu
ludzie uważają, że w dobrym guście jest uporczywe wygłaszanie oczywistych stwierdzeń.
Przekrzywiła głowę, przyglądając się Rzeczy, po czym okrążyła ją wprawnym ruchem, jak
dobrze wytrenowany rekin. Usunęłam jej z drogi trochę narzędzi. Nie chciałam ponosić
konsekwencji, gdyby przewróciła się na tych swoich dwunastocentymetrowych obcasach.
- I jak ją nazwałaś?
- Yyy, ona jeszcze nie ma... tak w sumie...
- Nieodkryta Planeta! - wykrzyknęła tryumfalnie Felice, obracając się przez ramię, by na
mnie spojrzeć. - Fantastyczna!
- Naprawdę pani tak uważa?
- Ruchome rzezby to teraz wielka sprawa - powiedziała z charakterystyczną powagą, z
jakÄ… wypowiada siÄ™ rzeczy znane tylko wtajemniczonym. - NaprawdÄ™ wielka.
Jeszcze raz rozejrzała się po mieszkaniu, przesuwając wzrok jak światło reflektora po
stertach narzędzi, kabli, metalu i różnych różności zalegających na podłodze. Przez chwilę
niemal widziałam, jak każdy przedmiot na chwilę wydobywany jest z mroku i poddawany
badaniu. Błagam, nie patrz tam, pomyślałam. Naprawdę chciałam to posprzątać. Szczerze.
- To takie prawdziwe - powiedziała z aprobatą. - Serio! Powinnaś poznać mojego syna,
Jake a. Podobałoby mu się to. Anglicy kochają bohemę, nie sądzisz?
Nawet zaczynałam ją lubić. Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby ktoś ładniej wyraził słowa
 Ale śmietnik .
- No, ja...
- Masz przedstawiciela?
Tylko potrząsnęłam głową.
- No, nic nie szkodzi. Musisz się spotkać z moim przyjacielem, Duggiem Suttonem. Co
robisz w przyszły poniedziałek? Zaraz, jeszcze sprawdzę... - zanurzyła dłoń w błyszczącej
torebce, po czym wydobyła z niej elektroniczny notesik. Przez chwilę prztykała jednym
paznokciem w różne małe guziczki, po czym popatrzyła na mnie z satysfakcją. - Tak, w
poniedziałek! Wpadnij. Duggie robi małe przyjęcie u siebie w mieszkaniu. Zaraz zapiszę ci
adres.
Wrzuciła z powrotem notesik i zamiast niego wyjęła zeszyt, w którym po chwili znalazła
pustą kartkę. Błyskawicznie coś na niej zanotowała, po czym wydarła ją i wsadziła mi w dłoń.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates