|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jego ogon owinął się wokół moich kostek i zwalił mnie z nóg. Upadając na plecy, zdążyłem strzelić ponownie, tym razem w twarz demona. Zdawało mi się, że upadam wieki. Wymachiwałem rękoma, próbując złapać równowagę, lecz nagle znalazłem się w wodzie i zrozumiałem, że wpadłem do rzeki. Mimo niezwykle silnego prądu udało mi się schwycić lewą ręką wystającą skałę. Przez jakąś minutę wisiałem tam, trzymając głowę ponad wodą, i słyszałem kroki nadbiegających żołnierzy. Na zadek Harrowa! , wołali, Niech mnie drzwi ścisną! . Zaraz potem w tunelu nad moją głową buchnął ogień. Słysząc wrzaski demona, puściłem skałkę i popłynąłem z prądem. Ze wszystkich sił starałem się utrzymać głowę nad powierzchnią, ale niewiele mogłem zrobić, bo prąd był tak bystry, że rzucał mną o ściany i dno. Czułem, jak dosłownie zdziera ze mnie płaszcz. Gdy ten odpływał wśród piany, wziąłem ostatni głęboki oddech, po czym uderzyłem głową w wystającą skałkę i straciłem przytomność. Przyśniło mi się, że nie żyję i że kapral Matters z dziennej straży wrzuca moje ciało do grobu. Nie widziałem nic prócz ciemności i czułem, jak zmieniam się w kryształ soli. Gdy wreszcie otworzyłem oczy, ujrzałem wyimaginowane błękitne niebo. Wiał ciepły wiatr, z oddali dobiegały krzyki ptactwa. Czułem wdzięczność, że śmierć nastąpiła tak bezboleśnie. Byłem zmęczony i tak wymaglowany przez wodę, że bolały mnie wszystkie mięśnie. Leżałem w półśnie, spoglądając w niebo i myśląc: Gdybym zawczasu wiedział, że tak to będzie& . Zdrzemnąłem się na minutę czy dwie, a gdy otworzyłem oczy, coś przesłaniało słońce. Przed oczyma załopotał mi strzęp zielonej tkaniny. Skupiwszy się, stwierdziłem, że to woalka, za którą kryje się twarz. - Arla - powiedziałem. - Tak - odparł znajomy głos. - Kocham cię - wyznałem. Odchyliła się do tyłu i widziałem teraz całe jej ciało. Klęczała przy mnie. Jej piękne dłonie pojawiły się w zasięgu mego wzroku niczym para ptaków na błękitnym firmamencie. Potem spoczęły na mojej szyi, a ich dotyk przyprawił mnie o dreszcz. Już miałem sięgnąć ku nim, gdy jej palce zacisnęły się na moim gardle. 26. Gdy znów się zbudziłem, leżałem na ziemi przy ognisku, pod zieloną kopułą liści. Owiewała mnie ta sama ciepła bryza, niosąca słodkie aromaty kwitnących drzew i dzikiego kwiecia. Uniósłszy się na łokciu, zobaczyłem siedzącą w pewnej odległości Arlę z dzieckiem na ręku. Obok niej siedział na ziemi Podróżnik ze skrzyżowanymi nogami. Gdy zauważył, że nie śpię, powitał mnie uśmiechem. Nie umknęło mojej uwagi, że oprócz guzów i siniaków powstałych podczas przygody w rzece odczuwam teraz potworny ból gardła. - Arlo, przyszedłem cię uratować - powiedziałem, siadając, lecz nagle zakręciło mi się w głowie i opadłem na plecy. Oboje roześmiali się, gdy ponownie gramoliłem się z ziemi. - Ciesz się, że w ogóle żyjesz - powiedziała Arla zimnym, beznamiętnym tonem. Jej woalka poruszała się lekko przy każdym słowie, tak samo jak w moim śnie. - Zabiłabym cię, gdyby nie przyszedł Ea i nie kazał mi przestać. - Gdzie ja jestem? - zapytałem. - Jakimś cudem przedostałeś się przez rzekę do fałszywego raju. Znalazłam cię leżącego na brzegu - odparła. - Arlo - powiedziałem, po czym umilkłem, usiłując wymyślić najlepszy sposób na przedstawienie swojej sprawy. Nim jednak zdołałem wymyślić coś, co nie byłoby zbyt trywialne, słowa wyskoczyły ze mnie z siłą rzeki, która omal mnie nie zatopiła. - Tak długo czekałem, by cię poprosić o przebaczenie za to, co ci zrobiłem. Bardzo cierpiałem, ale jakimś sposobem utrzymałem się przy życiu, by cię odnalezć. - Nie powinieneś był pozostawać przy życiu ze względu na mnie. Cóż takiego mam ci przebaczyć? To, że zmasakrowałeś mi twarz? To, że zrobiłeś ze mnie eksponat na wystawę? A może to, że jesteś nadętym bucem, przekonanym o własnej wyższości? - zapytała. - Zmieniłem się - odparłem. - Byłem w kopalni siarki. Prowadzę potajemną walkę z Mistrzem, by uratować wasze życie - rzekłem. - Czy mam ci przypomnieć, kim byłeś, nim wydarzył się ten cud? - zapytała i zaczęła unosić spód woalki. Już miałem zakryć oczy, ale wtedy Podróżnik uniósł rękę i przemówił. - Naprawdę dostrzegam w nim zmianę - rzekł do niej. - Niestety, moja twarz nadal jest bronią - odparła. Podróżnik dotknął jej ramienia. - Nawet to w końcu mu przebaczysz - powiedział spokojnie. Arla pozwoliła mi mówić. Opowiedziałem im swoją żałosną sagę i wyjaśniłem, jak zrozumiałem poczynione przeze mnie zło. - Teraz mogę jedynie próbować naprawić jego skutki - dodałem. Zapytała mnie, co się stało z Calloo i Bataldo. Chciałem jej powiedzieć, że są wolni i zmierzają przez dziką krainę ku Wenau, ale ta zawoalowana twarz wymagała więcej prawdy niż jakiekolwiek przeszywające oczy. Zapłakała, gdy jej opowiedziałem o losie jej ziomków. - Nie mam wiele czasu na wydostanie nas z Miasta - mówiłem dalej. - Za kilka dni Mistrz poprosi mnie o listę mieszkańców, którzy mają zostać straceni podczas gali, na której planuje pokazać społeczeństwu tę rajską kulę. Jeśli nie zdążę do tego czasu, sam zostanę stracony, bo nie zamierzam przekazać mu żadnych nazwisk. Podróżnik zapytał, co planuję. Opowiedziałem mu, jakim sposobem znalazłem się wewnątrz bańki, i zasugerowałem, byśmy, choć to niebezpieczne, spróbowali wydostać się tą samą drogą. - Nie - zaoponowała Arla. - Ea jest osłabiony z powodu życia pod tym sztucznym słońcem. Rzeka omal ciebie nie zabiła; on nigdy nie dałby rady się przeprawić, a jeśli nawet by zdołał, co z dzieckiem? - A nie ma innej drogi? - zapytałem. - Obudowali nas tą bańką dookoła. Jest hermetycznie zamknięta i teoretycznie stanowi odrębny świat. To cud, że się tu dostałeś. Nie sądziliśmy, że to możliwe - powiedziała. - To jajko, z którego wkrótce ma się coś wykluć - rzekł Ea. - Gdzie się nauczyłeś języka? - zapytałem go. - Od niej - odparł, wskazując Arlę. - On jest niesamowity, Cley - powiedziała. - Wyprzedza nas tak bardzo, że aż dziw, iż byłam w stanie go czegoś nauczyć. - Pamiętam - zwróciłem się do niego - że nakarmiłeś Arlę kawałkiem białego owocu, nim opuściliście mój gabinet w Anamasobii. - Tak - odparł. - To uratowało jej życie. - Miałem nadzieję, że to wymaże skutki działania mojego skalpela - rzekłem do Arli. - Nic ich nie wymaże - powiedziała. - Ten owoc - dodał Podróżnik - nie zawsze czyni to, czego od niego oczekujesz. Ten mały kęs pomógł jej pozostać przy życiu, a także sprawił, że w pewnej mierze przestała pożądać władzy, którą ty kiedyś posiadałeś. Gdyby jednak zjadł go ktoś, kto nie jest tak niewinny jak ona, mógłby popaść w tarapaty. - Czy to naprawdę rajski owoc? - zapytałem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|
|
|