Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niebu i podziękował bogom za ratunek.
Nagle usłyszał krzyk gdzieś z tyłu i spojrzał w kierunku, z którego
przybiegli. Wydawało się, że czas zwolnił, gdyż kilka rzeczy wydarzyło się
jednocześnie. Irlandczyk przeszedł przez wyrwę w barierze na tamtą stronę,
a za nim wysoki łysy jegomość, który odwrócił się jeszcze, by popatrzeć przez
otwór, i na moment jego spojrzenie spoczęło na ojcu i synu. W upiornie
szkarłatnym mroku jego oczy, same w sobie dziwaczne, zdawały się płonąć.
Po chwili mężczyzna spojrzał w bok i wydał jakieś polecenie trzem innym,
którzy byli jeszcze na zewnątrz. W tym momencie Robert dostrzegł grozne
kły.
 Wampir - pomyślał, ale się nie przestraszył. Po prostu nie mógł, nie po
tym, co już przeżył tego dnia.
Otwór skurczył się jeszcze bardziej, niemal się zamknął i znowu otworzył,
widać było, że lada moment zniknie.
Robert usłyszał kobiecy głos. Odwrócił się w tę stronę i zdumiony
otworzył usta. Dobry metr nad jezdnią tkwiła zawieszona starsza kobieta. Już
sam widok lewitującej staruszki szokował, lecz jeszcze bardziej przerażające
było to, co działo się z jej ciałem. Niewidzialna siła ciskała nim to w jedną, to
w drugą stronę, głowa bezwładnie opadała w przód i w tył, a kończyny były
gwałtownie rozrzucone na boki. Przypominała marionetkę wielkości
człowieka poruszaną przez okrutnego lalkarza, który pragnie ją zniszczyć.
Holt odwrócił się jeszcze raz i zobaczył, że następna z postaci przeszła
przez otwór. Jake zakwilił w jego ramionach, ojciec przytulił go mocniej.
Miał świadomość, że powinien zaprowadzić syna w bezpieczne miejsce, nie
był jednak w stanie oderwać oczu od rozgrywającej się sceny. Kobieta znowu
krzyknęła przerazliwie, a Robert zobaczył, że kolejny mężczyzna pochyla się
wpatrzony w drgający otwór, a potem rzuca w wyrwę, teraz nie większą niż
drzwi samochodu. W tym samym momencie otwór zamknął się na dobre.
Staruszka wrzasnęła przeciągle i opadła bezwładnie na ziemię.
Dolna połowa istoty Otchłani spadła na ziemię po stronie ludzi, druga - u
stóp Luciena Charrona. Nie popłynęła nawet kropla krwi; upiorne rany na
okaleczonym ciele zostały od razu zasklepione przez potężną energię Tarczy.
W powietrzu uniósł się smród spalonego ciała.
Lucien spojrzał na odcięty tułów, wiedząc, że jest odpowiedzialny za
śmierć demona. Zerknął na Toma, który lekko potrząsnął głową, jakby
czytając w myślach przyjaciela.
- Powinniśmy iść - powiedział Irlandczyk i spojrzał w górę ulicy.
Uszli zaledwie kilkanaście kroków, gdy usłyszeli przed sobą cichy jęk.
Zatrzymali się i zobaczyli, jak kobieta - ta sama, którą Robert widział
wcześniej uciekającą nieporadnie przed zombie - wydobywa się spod
leżącego na niej ciała mężczyzny. Nie było wątpliwości, że jest nieżywa, a
przynajmniej powinna być. Nikt nie mógłby przeżyć podobnych obrażeń.
Niewidzące szare oczy, w których zgasło życie, wyzierały z beznamiętnej
twarzy. Kobieta wydała cichy zwierzęcy odgłos, coś pomiędzy głośnym
westchnieniem a jękiem, i powoli wstała.
- Ach, chrzanić to - mruknął Tom.
Głowa zombie odwróciła się w stronę, z której dochodził głos, i potwór,
krzyknąwszy w sposób mrożący krew w żyłach, ruszył w kierunku
Irlandczyka.
- Też masz wrażenie, że to będzie  jeden z tych dni ?! - zawołał Tom do
Luciena.
Mężczyzna, który leżał na kobiecie, również zaczął się ruszać.
- Zdaje się, że nasze obawy się potwierdziły  odrzekł wampir i postąpił
do przodu, ściskając mocniej maczetę.
- Już się budzą.
Tom skinął głową i stanął obok szefa.
- Bierzmy siÄ™ zatem do pracy.
25
Duch Helde pławił się w czystej magii. Jej ciało pozostało w Leroth, lecz
prawie tego nie odczuwała. Musiała się zanurzyć głęboko w czarnej magii
potrzebnej do utrzymania Tarczy, a by to uczynić, była zmuszona opuścić
ciało i umysł. Tamto drugie miejsce było niebezpieczne i nie należało w nim
spędzać zbyt wiele czasu. Tworzyły je wiązki złożonej czarnej energii
pozostajÄ…cej poza jakimkolwiek konwencjonalnym zrozumieniem, Helde zaÅ›
potrafiła je interpretować, nadając im postać czegoś, co jej umysł był w stanie
pojąć.
Była teraz ogromnym pająkiem usadowionym w środku wielkiej sieci,
która rozchodziła się pod nią w każdym kierunku i znikała w ciemności. A w
tym atramentowym mroku czaiły się dziwne złowrogie stworzenia: istoty,
które chętnie pożarłyby ją, gdyby choć na moment straciła koncentrację.
Słyszała ich gardłowe pomruki, kiedy szeptały do siebie, obserwując ją
czujnie. Nie miała prawa tam przebywać, nawet na krótko. Adepci czarnej
magii odwiedzali to miejsce za każdym razem, gdy posługiwali się swoimi
umiejętnościami, lecz zwykle była to krótka wizyta potrzebna, by mogli
zaczerpnąć z energii tego miejsca i posłużyć się swoją magią. Za każdym
razem wyglądało ono inaczej: raz był to ciemny las, kiedy indziej grota w
głębi Ziemi albo mroczny świat podmorski - tysiące różnych wizji. Za to
zawsze znajdowały się tam te stworzenia, gotowe, by się pożywić.
W tej chwili panowała nad sytuacją, ale wiedziała, że nie byłoby dobrze
odsłonić się choćby na moment.
Zerknęła na jedną z nici, między którymi tkwiła. Czarne sznury grubości
ludzkiego ramienia drżały i wibrowały, mięsiste i lepkie w dotyku, a pod ich
giętką powierzchnią coś wiło się, jakby sieć pełna była żywych istot, które
próbowały wydostać się z labiryntu. Tkwiła nieruchomo, koncentrując całą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates