[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nutami spisanymi na pergaminie. Mistrz ściągnął surowo wargi przewracając ciężkie stronice. Kopię wykonano niedawno, gdyż karty zachowały biały kolor, a nuty odcinały się od nich wyraznie. Starannie wykończone krawędzie skór nie nosiły śladów jakichkolwiek uszkodzeń. Rzędy nut przebiegające przez całe stronice były czytelne od początku do końca. - Tutaj! To mi zagraj! - Pchnął księgę po stole. Menolly zaszokował taki brak szacunku dla wartościowego rękopisu. Dziwnym zbiegiem okoliczności mistrz Morshal wybrał Balladę o wyprawie Morety". Nie zdołałaby zagrać tego w całości, czego mistrz nie omieszkałby jej wytknąć. - Panie, moja... - zaczęła wyciągając lewą dłoń. - %7ładnych wymówek. Albo zagrasz, jak jest napisane, albo uznam, że nie jesteś w stanie odegrać tradycyjnej pieśni. Menolly przebierała przez chwilę palcami po strunach sprawdzając, czy instrument nie rozstroił się. - No, już, już. Jeśli umiesz odczytać zapis nutowy, umiesz go także zagrać. Dziewczyna uznała, że to za daleko idące stwierdzenie. Wybrała pierwsze akordy i pamiętając, że mistrz czeka na jej błędy, zagrała znaną balladę zgodnie z zapisem, a nie z pamięci. Dała sobie radę w kilku trudnych miejscach, ale przy czwartej i piątej wariacji nie zdołała odpowiednio ułożyć zranionej dłoni. - No tak, no tak - powiedział mistrz machając ręką, żeby przerwała. Wydawał się dziwnie zadowolony. - Nie umiesz grać równo w odpowiednim tempie. Bardzo dobrze, tak jest. Jesteś wolna. - Proszę o wybaczenie, mistrzu Morshal... - zaczęła Menolly wyciągając chorą dłoń. - Co? - Wpatrywał się w nią oczyma rozszerzonymi ze zdumienia, że śmiała jeszcze zawracać mu głowę. - Wyjdz! Właśnie kazałem ci wyjść. Do czego dojdziemy, jeśli dziewczęta mają pretensje do tytułu harfiarza i wmawiają sobie, że potrafią komponować! Wyjdz! Na wielkie muszle i gwiazdy! - W jego pełnym złości głosie zabrzmiała teraz panika. - Co to jest? Co to za stwory? Kto je tutaj wpuścił? Menolly już na schodach zapomniała o urazie słysząc jego przerażone okrzyki. Gniewna przemowa mistrza podnieciła jaszczurki, ponieważ groziło jej, w ich mniemaniu, niebezpieczeństwo, rzuciły się z głośnym piskiem, by ją bronić. Roześmiała się, gdy trzasnęły ciężkie drzwi, ale natychmiast pożałowała, że tak się stało. Mistrz Morshal będzie nieprzychylnie do niej nastawiony, a to nie ułatwi jej życia w siedzibie Cechu. Nie ma powodu obawiać się harfiarzy". Czy tak właśnie mówił T'gellan zeszłej nocy? Może nie miała się czego obawiać, ale z pewnością powinna zachować ostrożność. Może nie należało zdradzać się z wiedzą na temat muzyki, może to go rozzłościło. Ale czyż to nie jej wiedzę miał oceniać? Znowu zastanowiła się, czy rzeczywiście znajdzie tu miejsce dla siebie. Mają pretensje do tytułu harfiarza"? Nie, ona nie miała, a poza tym to należało do Mistrza Robintona, czyż nie? Czy egzaminy u mistrza Morshala i mistrza Domicka stanowiły część normalnej procedury, o jakiej wspominał Mistrz Robinton? Nawet gdyby nie miała z nimi wiele do czynienia, czuła ich niechęć i brak życzliwości. Westchnęła i zatrzymała się na platformie schodów. Na dole stał Piemur. Nie ruszał się i rozszerzonymi oczami patrzył na latające po sali podniecone jaszczurki ogniste. Leniuch i Wujek opadły w końcu na poręcz schodów. - Czy to jest żywe? - zapytał chłopak przyglądając się jaszczurom z zaniepokojeniem. Palec wskazujący ręki, którą trzymał sztywno u boku, skierował w stronę Leniucha i Wujka. - Tak, jest. Brunatny to Leniuch, błękitny to Wujek. Chwilę dłużej śledził lot pozostałych, próbując je policzyć. Odfrunęły dalej, tylko Piękna usiadła z wdziękiem na ramieniu Menolly. - To jest Piękna, królowa. - Tak, tak, królowa. - Piemur nie odrywał od niej wzroku, podczas gdy Menolly schodziła po schodach. Piękna wyciągnęła szyję. Jej oczy obróciły się łagodnie, gdy odpowiedziała mu spojrzeniem. Nagle mrugnęła. Piemur zrobił to samo. Menolly zachichotała. - Nic dziwnego, że Camo wyłaził ze skóry, żeby jej dogodzić. - Piemur wstrząsnął się cały, jak jaszczur ognisty po wyjściu z morza. - Przysłano mnie, abym zaprowadził cię do mistrza Shonagara. - Kto to jest? - zapytała niechętnie Menolly zmordowana posiedzeniem u mistrza Morshala. - Stary Morszczuk dał ci popalić? Nie przejmuj się. Mistrz Shonagar spodoba ci się. To mój mistrz, mistrz szkolenia głosu. Jest najlepszy. - Twarz Piemura rozjaśniła się niekłamanym entuzjazmem. - Powiedział, że jeśli potrafisz śpiewać choćby w połowie tak dobrze, jak twoje jaszczurki ogniste to jesteś dobrą... rybą... zarybkiem? - Narybkiem? - Menolly rozbawiło, że ktoś może tak o niej myśleć. - Tak, to jest to słowo. Powiedział też, że nie ma doprawdy znaczenia, jeśli nawet kraczesz jak wher-stróż, o ile potrafisz skłonić jaszczurki ogniste do śpiewu. Czy myślisz, że spodobałem się jej? - dodał ciągle wpatrując się w Piękną. Przez cały czas nie ruszał się z miejsca. - Czemu nie? - Patrzy na mnie, a jej oczy wirują. - Machnął w roztargnieniu ręką. - To ty patrzysz na nią. Piemur znowu mrugnął i spojrzał na Menolly uśmiechając się nieśmiało, jakby zawstydzony. - Taak, zgadza się. Przepraszam, Piękna. Wiem, że to niegrzeczne, ale zawsze pragnąłem zobaczyć jaszczurkę ognistą. Menolly, chodz. - Piemur ruszył na wpół biegnąc i gestykulował gorączkowo, by poszła za nim przez dziedziniec. - Mistrz Shonagar czeka. Wiem, że jesteś nowa, ale mistrz nie powinien czekać. Powiedz, czy możesz je powstrzymać od pójścia za nami, bo mogłyby śpiewać, a mistrz Shonagar mówił, że to ciebie chce posłuchać, a nie ich. - Będą cicho, jeśli je poproszę. - Ranly - siedział naprzeciwko ciebie przy stole - mówił, że one tylko naśladują. - O nie, jest inaczej. - Miło mi to słyszeć, bo powiedziałem mu, że one są równie mądre jak smoki, a on mi nie wierzył. - Piemur wiódł ją w kierunku wielkiej sali, gdzie rano ćwiczył chór. - Pospiesz się, Menolly. Mistrzowie nie lubią, jak im się każe czekać, a ja szukałem cię dość długo. - Nie mogę szybciej - powiedziała Menolly zaciskając przy każdym kroku zęby z bólu. - Dziwacznie chodzisz. Co jest z twoimi stopami? Menolly zdziwiła się, że ta informacja do niego nie dotarła. - Opad Nici złapał mnie daleko od jaskini. Musiałam biec, żeby się ratować. Oczy Piemura omal nie wyskoczyły z orbit. - Uciekałaś - zapytał piskliwie - przed Nicią? - Zdarłam buty i skórę stóp. Menolly poprzestała na tym, gdyż Piemur doprowadził ją właśnie do drzwi sali. Zanim jej oczy przywykły do półmroku w ogromnym pomieszczeniu, usłyszała polecenie, żeby nie gapiła się, tylko szła normalnym krokiem nie leniąc się. - Z całym szacunkiem, panie. Menolly poraniła stopy uciekając przed Opadem - rzekł Piemur tak, jakby wiedział o tym od początku. - Ona nie z tych, co się lenią. Teraz Menolly dostrzegła zaokrągloną figurę mistrza siedzącego przy wielkim piaskowym stole naprzeciwko wejścia. - Zbliż się zatem tak szybko, jak możesz. Dziewczyna, która biega szybciej niż Nić, z pewnością nie jest leniem. - Głos brzmiał w mroku dzwięcznie, głęboko, z wibrującym r" i czystymi tonami samogłosek. Jaszczurki ogniste wleciały przez otarte drzwi i oczy mistrza rozszerzyły się nieco. Popatrzył na Menolly z udawanym zaskoczeniem. - Piemur! - Głos mistrza osadził chłopca w miejscu. Menolly przestraszyła się, ale chłopak uśmiechnął się tylko łobuzersko. - Czy nie przekazałeś mojego polecenia? Tych stworów miało nie być. - Towarzyszą jej wszędzie, mistrzu. Ona twierdzi, że będą cicho, jak im każe.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|