|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i omal nie pękł. Kobiety, które pojawiły się tutaj podejrzanie szybko, okazywały mu swoje zainteresowanie. Var mógł jednak myśleć wyłącznie o małej Soli, która schodziła po ciemku ze zdradzieckich urwisk. Jeśli spadnie, ich fortel stanie się rzeczywistością. . . Wojownicy uznali, że walczył z uzbrojonym w pałki mężczyzną. Var postano- wił unikać dokładniejszych wyjaśnień. Jego zła wymowa tym razem okazała się zaletą. Zabiłem oznajmił i na tym skończył. Opędzał się od gratulacji mężczyzn i zalotów kobiet, aż wreszcie Tyl zauważył to i znalazł mu na noc osobny namiot. Rankiem Wódz udał się do gospody na rozmowę z telewizorem, zabierając Vara ze sobą. Nie zadał mu żadnych pytań i wyglądał na zaniepokojonego. Jeśli Bob chce nas oszukać, to zrobi to właśnie teraz mruknął. On nie należy do tych, którzy łatwo się poddają. To zgadzało się z tym, co o władcy podziemi mówiła Soli. Musi być on bardzo groznym człowiekiem pomyślał Var. Weszli do eleganckiego, cylindrycznego budynku z jego półkami pełnymi ubrań, urządzeniami sanitarnymi i różnymi dziwnymi machinami. Wódz włączył telewizor. Gdy się rozgrzewał, Var zdał sobie sprawę, że kolejny raz o włos udało się uniknąć katastrofy. Gdyby ten telewizor był włączony w czasie, gdy Soli była w gospodzie, w podziemiu dowiedziano by się o tym. 72 Obraz, który się pojawił, nie był przypadkowym, nudnym zestawem postaci w dziwacznych ubraniach, które Var od czasu do czasu widywał. Nie był również bezgłośny. Ujrzeli pokój nie przypominający pomieszczenia w gospodzie, lecz z pewnością będący dziełem maszyn Odmieńców. Był kwadratowy. Na przeciw- ległej ścianie widać było otwory wentylacyjne, a na środku podłogi stało ciężkie, metalowe biurko. Pomieszczenie przypominało pokój w budynku w Złym Kraju. Ten był jednak czysty i nowy. Na krześle za biurkiem siedział mężczyzna. Był stary, starszy od Wodza. Miał trzydzieści lat, a może nawet więcej. Var nie wiedział, jak długo może żyć czło- wiek, jeśli nie przytrafi mu się nieszczęście w Kręgu. Może czterdzieści lat? Ten mężczyzna miał rzadkie, brązowe włosy, przyprószone siwizną. Bruzdy na twarzy nadawały jej surowy wyraz. Cześć, Bob powiedział Wódz ponurym głosem. Cześć, Sos. Co słychać? Głos tamtego był dziarski i była w nim pewność siebie. Bob poruszył swym długim, chudym ramieniem, jakby wydawał polecenie podwładnym. Nie spodo- bał się Varowi. Wasz reprezentant nie wrócił? Wódz spojrzał na niego chłodno. To jest nasz reprezentant, Var Pałki oznajmił wskazując Vara. Poin- formował mnie, że zabił wczoraj waszego reprezentanta na płaskowyżu na szczy- cie Góry Muz. To niemożliwe. Z pewnością wiesz, że żaden wojownik słabszy od ciebie nie mógłby pokonać Sola, Mistrza Wszystkich Broni w uczciwej walce. Wódz wyglądał na wstrząśniętego. Sol! Wysłałeś Solą? Spytaj swojego rzekomego reprezentanta odrzekł Bob. Wódz zwrócił się powoli w stronę Vara. Sol na pewno nie poszedłby walczyć. Jeśli jednak. . . Nie odpowiedział Var. To nie był Sol. Nie rozumiał, dlaczego władca podziemi prowadzi taką grę. Być może, w takim razie, jego małżonka, jeśli to określenie nie jest nie- uprzejmym eufemizmem ciągnął Bob, wpatrując się w nich bardzo uważnie. W jego oczach było coś dziwnego. Kobieta o śmiercionośnych dłoniach i bez- płodnej macicy. Nie! krzyknął Var. Wiedział, że tamten go prowokuje, ale nie mógł się powstrzymać. Wódz, co zdumiewające, był zlany potem. Było to tak, jakby praw- dziwa walka rozgrywała się tutaj, nie na płaskowyżu. To był pojedynek na śmier- cionośne słowa o okrutnych skutkach. W tym starciu górą był Bob. 73 Podczas przerwy w rozmowie Bob przyglądał się swoim paznokciom. Więc kto to był? Jego. . . córka. Soli. Miała pałki. Wódz otworzył usta, nie powiedział jednak nic. Spojrzał na Vara jak przeszyty mieczem. Przykro mi ciągnął Bob przymilnym głosem. Var był na miejscu i za- bił naszego wyznaczonego reprezentanta. Jej rodzice byli zbyt przezorni, by zgo- dzić się na współpracę, popadli więc w naszą niełaskę, lecz Soli była, powiedzmy, naiwnie chętna. Oczywiście miała tylko osiem lat, osiem i pół, lub więcej, pal li- cho, nie wiem ile, ale myślę, że powinniśmy powstrzymać się od dalszych kroków w tej sprawie z myślą o ponownym rozegraniu. . . Var zrozumiał, że zawiłe słowa tamtego oznaczają, iż zamierza on złamać umowę. Wódz jednak nie protestował. Wciąż wpatrywał się tępo w Vara. Nastąpiła głucha cisza. Ty. . . zabiłeś. . . Soli? zapytał wreszcie Wódz głosem tak ochrypłym, że niemal niezrozumiałym. Var nie odważył się wyznać prawdy w obecności władcy podziemi. Tak. Całe ciało Wodza zaczęło drżeć, jakby było mu zimno. Var nie rozumiał, co się stało. Soli nie była z nim spokrewniona. Wódz nie poznał jej nawet, gdy przy- szła go prosić o jedzenie. Prawda, że zabójstwo dziewczynki nie było pięknym czynem, lecz miał się zmierzyć z reprezentantem Góry bez względu na to, kim on będzie. Walczyłby z nim nawet wtedy, gdyby okazał się jaszczurką-mutantem. Dlaczego Wódz był taki zdenerwowany, a Bob miał taką zadowoloną minę? Za- chowywali się tak, jakby to Var przegrał walkę. Miałem więc rację co do niej powiedział Bob. Sol nie zdradził, ale oczywiście. . .
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|
|
|