[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Mogę prosić? - zapytał wyjmując mi z palców kieliszek z niedopitym kremem. - A mogę odmówić? - uśmiechnęłam się zalotnie. - Nie sądzę... Wpadłam w jego ramiona, kołysząc się w rytm melodii, przeczuwając dalszy rozwój wypadków. Z nimi to tak się zaczyna. Najpierw udają intelektualistów, aby tylko zwabić ćię na swój teren, pózniej drinki, muzyka i "Mogę prosić?". A jak już jesteś w ich ramionach, to wkładają rękę pod bluzkę albo przewracają cię na podłogę, sofę, tapczan czy nawet stół. Big Boss był dobrym tancerzem i rytm wydawał się spływać z jego bioder wprost do nóg. Przycisnął mnie mocno do siebie, ściskając dłońmi moje boki. Wtulona w jego szyję czułam dyskretny zapach wyśmienitej wody kolońskiej i wielką obawę, czy metalowe guziki jego garnituru nie wystrzępią mi sweterka. Byłam przekonana, że jak tylko płyta się zatrzyma, to mnie pocałuje. Miałam rację. Jego grube wargi stopiły się z moimi. Przymknęłam oczy w oczekiwaniu na jego kolejny ruch. - Nie chcę ich otwierać - oświadczyłam. - Pragnę wyłącznie cię czuć! Moje ciało przemieniło się w instrument rozkoszy i mógł mnie posiadać, jak chciał. Podprowadził mnie do biurka, usiadłam na nim, zrzucając przy tym jakieś papiery. Zciągnął ze mnie sweterek, stanik. Przez dłuższą chwilę delektował się moim biustem, pieszcząc go ustami łagodnie, nie po męsku... Jego ręce odpłynęły z mojego ciała, usłyszałam szelest rozpinanych guzików i zrzucanego garnituru. Zmusił mnie, abym wstała i okręcił przodem do biurka. Gwałtownym ruchem zerwał ze mnie spódnicę razem z majtkami. Zadrżałam. Dłonie spoczęły na moich ramionach, masując je delikatnie. Poczułam odprężenie, lekką senność. Podniecenie zniknęło gdzieś w czającej się dookoła ciemności, ale było mi dobrze. Odgarnął mi włosy i pocałował w szyję. Jego usta delikatnie obsuwały się w dół kręgosłupa, aż zagłębiły się między pośladkami. Czułam, jak język drażni okolicę mojego odbytu. Nie protestowałam. Skoro jemu to odpowiadało i nie brzydził się... Wygięłam się, kładąc rozgrzane piersi na chłodnym, kojącym blacie, wyprężając pupę w taki sposób, aby mógł sięgnąć ustami i do drugiej dziurki. Zrobił to tak ochoczo, że z rozkoszy aż krzyknęłam. Miał niesłychanie długi, elastyczny język, którym wnikał głęboko w moją cipkę. Dygotałam z podniecenia i wierciłam się jak oszalała. Na chwilę przerwał pieszczoty, głaszcząc uspakajająco moje uda. Znów podniecenie odpłynęło, lecz czułam się tak wspaniale, jak po najprawdziwszym orgazmie. Odszedł. - Gdzie jesteś? - zawołałam nieco przestraszona. Ujął mnie za ramię i przycisnął do siebie. Ucałował moje zamknięte oczy i usłyszałam skrzypienie fotela. - Usiądz mi na kolanach i połóż stopy obok moich ud - objaśnił podekscytowanym głosem. Zachichotałam. - Rzeczywiście jesteś prawdziwym szefem. Nie rozstajesz się z dyrektorskim fotelem. Ostrożnie przyklękłam na fotelu. Pośladkami czułam jego twarde, owłosione uda. Zaczął masować wyprężoną łechtaczkę. - Dobrze? - spytał. -Wspaniale. Dwa, trzy palce zagłębiły się w mojej szparce, rozciągając jej ścianki do granic wytrzymałości. Przesunęłam biodra do przodu, nadziałam się na sterczący, zwilgotniały organ. Przesunęłam się tak, aby trafił we właściwe miejsce i opadłam na . niego całym ciężarem. Ukłucie poczułam aż w sercu! Jego twarz znalazła się między moimi piersiami, przytuliłam go do nich mocno, otaczając mu głowę ramionami. Zatopieni w sobie pognaliśmy ku szczytom rozkoszy. Krzyczałam głośno, on tylko sapnął parę razy. Z wolna otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. - Byłeś wspaniały, Edwin - pocałowałam go gorąco. - Pewnie odniosłaś wrażenie, że jestem gdzieś bardzo daleko - zamruczał - ale jak widzisz, byłem cały czas przy tobie. - Dziękuję ci, zdawało mi się, że ziemia się trzęsie pode mną. Kiedy wstałam, nasienie wypłynęło ze mnie białą stru-gą,plamiąc jego uda i obicie fotela. - O rety, chyba trochę nabrudziłam... - Nie przejmuj się dziecinko, dosyć się dziś napracowałaś. Ja posprzątam. - Pocałował mnie ponownie na pożegnanie. W agencji reklamowej spędziłam siedem długich miesięcy. Edwin był czułym, delikatnym kochankiem i przekonałam się, że uwielbiam kochać się ze starszymi, doświadczonymi mężczyznami. Nie miał takiej kondycji jak młodsi, lecz nadrabiał to wyrafinowaniem i przebogatą gamą pieszczot, które doprowadzały moje rozpalone ciało do granic wytrzymałości. Rozpadałam się w jego uściskach na tysiące kawałków, z których każdy pulsował własnym rytmem. On nie zawsze miał orgazm, twierdził, że nie stać go na codzienne marnowanie nasienia i że ogromne zadowolenie i satysfakcję czerpie z moich rozkoszy. Czułam do niego przywiązanie, podziw, szacunek i wdzięczność. W pewnym okresie zaczynało mi się nawet wydawać, że to miłość. Od samego początku nie ukrywał, że ma żonę, dzieci i że jest bardzo do nich przywiązany, a ja to respektowałam. Ani razu nie spróbowałam wymusić na nim obietnicy, że się rozwiedzie i ożeni ze mną, chociaż sam raz wspo- minał, że gdyby nie dzieci, już dawno byłabym panią Godwynową. Nie było przyszłości dla naszego związku i na szczęście szybko zdałam sobie z tego sprawę. Dobrze też, że nasz flirt nie został zauważony przez pracowników firmy. Tak potrafił zorganizować nasze rozkosze tete-a-tete, że osobom postronnym nawet przez myśtnie przeszło, że mamy romans. Jeśli zabierał mnie do restauracji, to gdzieś na drugi koniec miasta, na przyjęcia chodziłam jako jego oficjalna sekretarka - poprzednia dostała lepsze stanowisko. Ale obawiałam się, by ktoś nie wykrył naszego związku i bym nie stała się obiektem złośliwości i plotek. Zdecydowałam się porzucić pracę w agencji. Moja psychika coraz bardziej domagała się zmiany. Miałam dość zadymionych biur, maszyn do pisania, papierkowej roboty. Całkiem nieoczekiwanie ktoś inny pomógł mi podjąć stanowczą decyzję. Któregoś słonecznego dnia, wracając z lunchu spotkałam w windzie zapłakanego Peregrine'a. Ten widok wstrząsnął mną do głębi. Azy i on?! To nie pasowało do niego. Ale zaraz przypomniało mi się, że to straszny kawalarz i postanowiłam być ostrożna w okazywaniu współczucia. - Jakieś kłopoty? - zapytałam dość obojętnie. - Ach. Uśmiechnęła się do mnie fortuna! - oświadczył radośnie. - Pivot Press przyjęła do druku moje poematy. - To wspaniale! - ucieszyłam się. - Sama nawet nie wiesz, jak bardzo. Wiesz, co to koprofagia1? - To chyba nie serek z koprem? - Prawdziwie celestyńskie skojarzenie - zawył ze śmiechu. - Nie, kochaniutka, to oznacza, że nie będą
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|