[ Pobierz całość w formacie PDF ]
łącznika wybrał Dariusa. Tesela również pozostała z rycerstwem. Kazowi wyjaśniła, że ma zajęcie przy rannych, minotaur nie urodził się jednak wczoraj i widział, co się święci między dziewczyną i młodym rycerzem. Bennet nalegał, by Kaz udał się do Vingaardu. Chciał mu zapewnić honorową eskortę i zaklinał się, że stryj udekoruje Kaza najwyższymi odznaczeniami, jakie może z rąk Wielkiego Mistrza otrzymać ktoś, kto nie jest członkiem zakonu. Kaz uprzejmie odmawiał i odrzucał kolejne oferty Benneta - zgodził się jedynie na przyjęcie kilkunastu dobrych koni, po jednym na każdego minotaura. Swoich ziomków Kaz ujrzał następnego ranka. Scurn nie był w stanie przewodzić grupie - należał do tych osobników, którzy idą przez świat, wierząc, że są niepokonani. Gdy owo przekonanie legło w gruzach, Scurnowi nie pozostało nic, na czym mógłby się oprzeć. Pozostali członkowie grupy byli zdziwieni tym, że Kaz nie zamierza wrócić z nimi do domu. Przywykli do myśli, iż jedynym powodem, dla którego przemierzał cały Ansalon, jest chęć ucieczki przed hańbą. Jedynie dwoje z nich rozumiało i zaczynało podzielać jego zamiłowanie do podróży i chęć poznawania niższych ras. Hecar i Helati postanowili więc towarzyszyć Kazowi. Kaz zaś ucieszył się bardzo -szczególnie że widok Helati nieustannie przyciągał jego wzrok. Uśmiechy, jakimi go obdarzała, niezle wróżyły mu na przyszłość. W tej chwili szedł z Bennetem ku miejscu, gdzie pozostałe dwa minotaury siodłały wierzchowce. Kaz i Bennet spędzili rankiem sporo czasu na rozmowie, która znacznie pogłębiła wzajemny szacunek i przyjazń, jakie czuli do siebie człowiek i minotaur. - Dokąd się udajecie? - spytał Bennet. - Doprawdy, nie wiem. Myślę, że pozwolę im wybrać - odparł Kaz, wskazując brata i siostrę. - Wszystko mi jedno, dopóki ufam, że nie wciągną mnie w jakąś awanturę. Bennet uśmiechnął się nieznacznie. - Znudzisz się po paru dniach. Ty, mój przyjacielu, kochasz się w awanturach i nie cofasz przed żadnym wyzwaniem. - Możliwe, że masz rację - chrząknął Kaz. Ostatnio jednak nie narzekałem na brak rozrywek. Myślę, że przez jakiś czas zdołam się bez nich obejść. Helati spojrzała w ich stronę i uśmiechnęła się, napotkawszy wzrok Kaza. Kaz nie mógł się powstrzymać i odpowiedział jej tym samym. - Czy ona jest& urodziwa? - spytał rycerz, jakby wbrew swej woli przechodząc do spraw osobistych. - - Jest jedną z najpiękniejszych dam, jakie kiedykolwiek widziałem. - Prawdę więc mówią, że piękno kryje się w oku patrzącego. - Jesteśmy gotowi! - zawołała ku nim Helati. - Zatem na koń! Zaraz do was dołączę! - Kaz wyciągnął łapę i wymienił uścisk dłoni z Bennetem. Uśmiechnął się do rycerza, ukazując niemal wszystkie zęby. Niech Paladine strzeże twego grzbietu, Bennecie. - I twojego, Kaz! - Kaz! Czekajże! Zabrałem wszystko, ale ludziska bez przerwy się czepiają, pytają 0 jakieś drobiazgi, które do mnie nie należą i nie mam nawet pojęcia, jak znalazły się w mojej sakwie, a.. - Delbin, odetchnij sobie. - Kender pomknął ku dwojgu minotaurom, ciągnąc opierającego się kucyka. - Bierzesz go ze sobą? - Na twarzy Benneta pojawiła się osobliwa mieszanka uczuć: ulga wywołana tym, że kender wynosił się z obozu, i zdumienie, iż ktoś zamierza podróżować w takim towarzystwie. - Ktoś musi mieć go na oku. - W oczach minotaura pojawiło się prawdziwe ciepło. - Czy nie sądzisz, że to zadanie przerastające siły trójki minotaurów? Kaz potrząsnął głową z udanym powątpiewaniem. Szczerze mówiąc& nie wiem. Minotaur dosiadł konia, Bennet zaś skorzystał z okazji, by przyjrzeć się toporowi, który Kaz wsunął wcześniej w skórzane obejmy na grzbiecie. Głownia topora zajaśniała w słońcu. Upewniwszy się, że wszystko i wszyscy - zwłaszcza Delbin! - są gotowi do podróży, Kaz raz jeszcze spojrzał na człowieka. Gdy się odezwał, słowa jego tchnęły powagą: - Panie Bennecie, nie zapominajcie o czujności. Takhisis wycofała się poza Krynn, nie spuszcza jednak naszej ojczyzny z oczu. Któregoś dnia może znajdzie sposób, by tu wrócić, nawet bez pomocy takich odstępców jak Galan Dracos czy durniów jak Argaen Ravenshadow. To Jej powinniśmy się wystrzegać, bo to Ona jest naszym prawdziwym wrogiem& Ona, nie szalony czarnoksiężnik czy magiczny złodziejaszek 1 szarlatan. - Wiemy o tym, Kaz. Sporo się nauczyliśmy. - Taką mam nadzieję! - I zmieniając nagle nastrój, zwrócił się do Helati: - I cóż& jakie miejsce chciałabyś zobaczyć przede wszystkim? Samica spojrzała na brata, potem na Kaza. - Hm& wspominałeś coś o lodowych pustkowiach na Południu.. - A więc, na Południe! - Kaz oddał Bennetowi honory na modłę rycerską& i niespodziewanie zmrużył oko. - - O tej porze roku powinno tam być dość spokojnie i bezpiecznie! Rycerz zachichotał i przez długą chwilę patrzył w ślad za odjeżdżającą grupką. Kaz obejrzał się i pomachał dłonią na pożegnanie. Bennet w duchu wzniósł akt strzelisty do Paladine a, prosząc o to, by opiekował się wojowniczym minotaurem. Z kenderem u boku i jego własną umiejętnością pakowania się w kłopoty, opieka boska z pewnością mu się przyda. Bennet wiele dałby za to, by móc jechać teraz u jego boku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|