|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Na mnie? - zdziwił się. - Mam do ciebie prośbę. Kiedy zobaczyła jego twarz, domyśliła się, \e jeśli tylko będzie mógł, na pewno jej pomo\e. - Chcesz się umówić ze mną na randkę? - zapytał. Wiedziała, \e \artuje. Mimo trochę śmiesznych okularów ze szkłami grubości denka butelki był całkiem przystojnym chłopakiem, ale sprawy damsko - męskie były ponad nim; co do tego nie miała wątpliwości. - Nie, chodzi o to, \e muszę znać skład chemiczny dwóch... jak wy to w waszym języku nazywacie, próbek? Właśnie, próbek. - Wy? To znaczy kto? - No... wy. - Chciała powiedzieć, geniusze", wiedziała jednak, \e Josh jest uczulony na to słowo. - Wy... chemicy. - Nie ma sprawy - odparł bez wahania. - Trzeba było mówić od razu, bo ju\ się wystraszyłem, \e będziesz chciała mnie podrywać. Gdyby to powiedział jakikolwiek inny chłopak, uznałaby te słowa za przejaw zarozumiałości, w jego ustach brzmiały tylko zabawnie i sympatycznie. - Nie, nie musisz się tego bać - uspokoiła go. - Nawet gdybym chciała cię podrywać, i tak wiem, \e jestem bez szans. - Uśmiechnęła się. - Mo\e kiedyś. Ale na razie chodzi mi wyłącznie o te próbki. Wydaje mi się, \e zawierają jakieś toksyczne substancje, ale muszę wiedzieć jakie. - Gdzie je masz? Meg nie usłyszała jego pytania. Patrzyła na Tima, który zbli\ał się do nich od strony parkingu. Na chwilę oderwała od niego wzrok i zwróciła się do Josha: - O co pytałeś? - O te próbki. Gdzie je masz? Tym razem usłyszała, ale nie odpowiedziała, poniewa\ znów popatrzyła na swojego chłopaka, który podszedł na tyle blisko, \e widziała jego spojrzenie i wyraz twarzy, które kazały jej się zastanowić nad tym, czy mo\e go nazywać nadal swoim chłopakiem. - Cześć - rzucił, lecz nie była pewna, czy zwraca się do niej, czy do Josha, poniewa\ nie patrzył na \adne z nich. Minął ich i wszedł do szkoły. - Porozmawiamy na przerwie! - zawołała za nim Meg, lecz nie była pewna, czy zrobiła to, zanim zatrzasnął za sobą drzwi, czy sekundę wcześniej. Dopiero po dłu\szej chwili była w stanie wrócić do przerwanej rozmowy. - A, pytałeś o próbki? Josh pokiwał głową. - Będę je miała dzisiaj. - Policzyła sobie, ile czasu zajmie jej dojechanie autobusem do domu, dotarcie do Doliny Dzikich Astrów i powrót. - Koło szóstej. - Wiedziała, gdzie Josh mieszka, ale nigdy u niego nie była. - Mogłabym ci je przywiezć o... - Zastanawiała się, jak długo będzie jechała do niego rowerem. - Gdybym wpadł do ciebie piętnaście po szóstej, ju\ byś je miała? - Na pewno, ale nie musisz się fatygować... - zaczęła, lecz wszedł jej w słowo. - I tak muszę wieczorem jechać do Tuscaloosy, więc będę miał po drodze. - Trafisz do mnie? - Masz mnie za matoła? Nie, nie miała go za matoła; miała go za geniusza, za fantastycznego chłopaka, który miał tylko tę jedną jedyną wadę - był geniuszem. ROZDZIAA 11 W czasie pierwszej przerwy nie porozmawiała z Timem, poniewa\ nie mogła go nigdzie znalezć, a w czasie drugiej zatrzymała ją nauczycielka angielskiego, która tego dnia oddawała sprawdzone wypracowania i ka\de z nich omawiała. Meg, której nazwisko zaczynało się na W, dostała swoje wypracowanie ju\ po dzwonku i musiała zostać w klasie, \eby wysłuchać uwag pani Bishop. Dopiero na trzeciej przerwie udało jej się z nim spotkać, ale te kilka zdań, jakie ze sobą zamienili, trudno by było nazwać rozmową. Nie krył, \e jest na nią obra\ony, a ona musiała przyznać, \e ma ku temu powody. - Przepraszam, \e nie zadzwoniłam - odezwała się ze skruchą. Miała nadzieję, \e nie będzie jej pytał dlaczego - nie potrafiłaby mu tego wytłumaczyć. Nie tu i nie teraz. Mo\e kiedyś, w jakimś innym miejscu, ale nie w tym hałasie na szkolnym korytarzu. Tim patrzył na nią jednak tak, jakby oczekiwał wyjaśnień. - Byłam wczoraj okropnie zajęta - powiedziała, nie wdając się w szczegóły. Pokiwał tylko głową i uśmiechnął się ironicznie. Pierwszy raz widziała, \eby
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|
|
|